Mamy już 2 lata i 6mcy -Nutka i Notka już w domku!!!!s.46

Nasza historia nie jest tragiczna, choć mogłaby być inna. Urodziliśmy się na początku sierpnia i przez prawie 2 miesiące mieszkaliśmy wśród desek na boisku szkolnym. Dobrzy ludzie przynosili nam jedzenie i mleko do picia. Jedliśmy, ale mama nie pozwoliła nam się do nich zbliżać, więc nie wychodziliśmy, gdy oni byli w pobliżu. Ale nastały chłody i nasza mama nie mogła nas już ogrzać. Ludzie zaczęli przychodzić rzadziej, brakowało jedzenia i ciepła. Zaczęliśmy chorować. Pewnej październikowej soboty nasza mama kazała nam przejść w inne miejsce, bliżej ludzi. Niektórzy z nas mieli już bardzo, bardzo chore oczy i nosy - wszyscy razem siedzieliśmy na chodniku, po ktorym często przechodziła pewna pani z jedzonkiem. I mimo deszczu tego dnia tez przyszła - jak nas zobaczyła poszła sobie, ale na szczęście wróciła. Dała nam jeść i - jak się potem dowiedzieliśmy - w jedzonku tabletki. I w taki sposób przeprowadziliśmy się na trawnik bliżej bloków i ludzi. Było kilka mroźnych nocy i dostaliśmy budkę z kocykiem. W nocy spaliśmy w budce, a w dzień w ukochanych dużych kwiatach i liściach na klombie. Było super.

Naprawde fajnie. Ludzie dawali nam jesc, dzieci do nas przychodzily. Jednak w listopadzie zaczely sie klopoty, jedna pani, ktorej okna wychodza na trawnik zaczela krzyczec, ze nie chce kotow itp. Budka zaczela znikac, nie mielismy sie gdzie podziac. Oprocz tego nasza siostra polamala lapki i trzeba bylo ja leczyc. Pani, ktora nas znalazla w pamietna sobote wziela ja do lekarza. Zostalismy we czworke. Potem zniknal nasz brat, zlapala go mloda pani i zabrala ze soba. Zostala nas trojka. Moja siostra wyszla na parking poszukac pomocy i zniknela - zostalam sama i bardzo sie balam. Nastepnego dnia, gdz zobaczylam ta pania to strasznie krzyczalam i prosilam o pomoc. Wieczorem pani mnie wziela i zaniosla do domu, gdzie byla tez moja siostra. Bardzo sie ucieszylam. I ta druga co miala chore lapy. Mieszkamy sobie teraz we trzy. Już jesteśmy zdrowe. Teraz szxukamy domków, bo tu zostać nie możemy - jedna starsza kotka bardfzo się nas boi i denerwuje i chyba nie lubi dużej ilości kotów.
Może ktoś nas pokocha???



Naprawde fajnie. Ludzie dawali nam jesc, dzieci do nas przychodzily. Jednak w listopadzie zaczely sie klopoty, jedna pani, ktorej okna wychodza na trawnik zaczela krzyczec, ze nie chce kotow itp. Budka zaczela znikac, nie mielismy sie gdzie podziac. Oprocz tego nasza siostra polamala lapki i trzeba bylo ja leczyc. Pani, ktora nas znalazla w pamietna sobote wziela ja do lekarza. Zostalismy we czworke. Potem zniknal nasz brat, zlapala go mloda pani i zabrala ze soba. Zostala nas trojka. Moja siostra wyszla na parking poszukac pomocy i zniknela - zostalam sama i bardzo sie balam. Nastepnego dnia, gdz zobaczylam ta pania to strasznie krzyczalam i prosilam o pomoc. Wieczorem pani mnie wziela i zaniosla do domu, gdzie byla tez moja siostra. Bardzo sie ucieszylam. I ta druga co miala chore lapy. Mieszkamy sobie teraz we trzy. Już jesteśmy zdrowe. Teraz szxukamy domków, bo tu zostać nie możemy - jedna starsza kotka bardfzo się nas boi i denerwuje i chyba nie lubi dużej ilości kotów.
Może ktoś nas pokocha???

