Kocur szablozębny - czyżby... za duże kły? :D

Przynajmniej na najbliższy czas. 
W akcji zakocanie uczestniczy:
Oliwia, lat 12: viewtopic.php?f=13&t=95503
Mefistofeles, miesięcy 5.
Oliwia pochodzi z Konina, dziękuję Paniom ze schroniska za miłe przyjęcie i kontakt po adopcji. Wzięłam ją tydzień temu, podróż powrotna obfitowała w niespodzianki
ale udało nam się dotrzeć do domu.
Oliwia jest kotem wyśnionym. Śniło mi się forum miau - wtedy go jeszcze nie znałam - i jakiś wyjątkowo krzykliwy banner. Następnego dnia szukałam w googlach opinii o kuwetach krytych, bo przymierzałam się do zakupu - i trafiłam na miau, a na miau znalazłam ten banner... Nie myśląc długo
kliknęłam, a tam znalazłam banner Oliwki. Tak też trafiłam do jej wątku. Konsultacja rodzinna
i decyzja podjęta.
Podróż po nią (bo to niemalże 400km...) przekładałam kilkakrotnie, w międzyczasie zlikwidowali mi najbardziej mi odpowiadające trasy, ale w końcu się wybrałam. W drodze powrotnej zostałam nieładnie potraktowana przez panią z inf PKP w Koninie, wskutek czego musiałam czekać 2h w Warszawie, 2h które wystarczyły, by uciekły mi ostatnie autobusy do mojego miasta, z Lublina, i musiałam wracać taksówką...
Ale jakoś dotarliśmy, z TŻ.
Oliwia póki co się foszy, nie toleruje żwirku, tylko gazety, no ale siła przyzwyczajenia jest ogromna, więc się nie dziwię. Dzisiaj już zrobiłyśmy postępy - gdy weszłam do kuchni, siedziała na pufie, przyczaiła się, ale nie uciekła. Pogadałam do niej, nałożyłam jeść maluchowi i jej i dopiero wtedy schowała się pod stół. Wytrzymała jednak kilka minut w moim towarzystwie, a to już coś.
Natomiast Mefik znalazł nas jak wracaliśmy od moich rodziców i z zakupów w ubiegłą niedzielę, dwa dni po przyjeździe z Oliwią. Rozmawialiśmy, że może łatwiej by jej się było oswoić, gdyby był jakiś kot bardziej proludzki... A tu ni z tego ni z owego atakuje mnie z podwórka czyjegoś kot.
Pomizialiśmy się i poszliśmy z TŻ, bo doszłam do wniosku że jest czyjś - bo ładny, zadbany, i się ładnie bawił - ale cały czas się martwiłam, czy jednak na pewno czyjś jest... I w końcu TŻ mnie wygonił bym poszła sprawdzić.
Gdy się wróciłam, miauczał na czyichś schodach. Właściciele nie dość że go nie przygarnęli, przegonili go
ale dzięki temu zabrałam kociaka pod pachę i przytargałam do siebie.
Ma uszkodzoną łapkę, wetka powiedziała, że faktycznie jakiś uraz był - i żeby miał tę łapę normalną, trzeba by było łamać i składać na śrubę, ale doszliśmy z TŻ do wniosku że do idiotyzm, bo szkoda kotu fundować bólu. Będzie niewychodzący, więc da sobie radę z taką łapką, jaką ma - szczególnie, że tylko trochę kuleje.
Jest bardzo ciekawski, towarzyski, miziasty i zazdrosny. Fuka na Oliwkę, coraz mniej w zasadzie, już się powoli zaczynają obwąchiwać.
Co wieczór jest wiernym obserwatorem mojej i TŻta kąpieli, a nawet i szybkiego prysznica.
Dziś już mu się udało skąpać - spacerował po brzegu wanny, chciał się odwrócić, łapki mu się poślizgnęły i zamoczył kuper... Dwa razy.
A jaki był tym speszony!...
I problem, nie można go wpuścić do najcieplejszego pomieszczenia w domu, bo to sypialnia, a on namiętnie gwałci kołdrę gdy tylko się do niej dobierze
w końcu TŻ go wytarł, a reszta z kota wyschnie podczas przekraczania prędkości dźwięku na schodach i w pokoju na dole.
Zdjęcia będą. Wkrótce. :>

W akcji zakocanie uczestniczy:
Oliwia, lat 12: viewtopic.php?f=13&t=95503
Mefistofeles, miesięcy 5.
Oliwia pochodzi z Konina, dziękuję Paniom ze schroniska za miłe przyjęcie i kontakt po adopcji. Wzięłam ją tydzień temu, podróż powrotna obfitowała w niespodzianki

Oliwia jest kotem wyśnionym. Śniło mi się forum miau - wtedy go jeszcze nie znałam - i jakiś wyjątkowo krzykliwy banner. Następnego dnia szukałam w googlach opinii o kuwetach krytych, bo przymierzałam się do zakupu - i trafiłam na miau, a na miau znalazłam ten banner... Nie myśląc długo


Podróż po nią (bo to niemalże 400km...) przekładałam kilkakrotnie, w międzyczasie zlikwidowali mi najbardziej mi odpowiadające trasy, ale w końcu się wybrałam. W drodze powrotnej zostałam nieładnie potraktowana przez panią z inf PKP w Koninie, wskutek czego musiałam czekać 2h w Warszawie, 2h które wystarczyły, by uciekły mi ostatnie autobusy do mojego miasta, z Lublina, i musiałam wracać taksówką...

Oliwia póki co się foszy, nie toleruje żwirku, tylko gazety, no ale siła przyzwyczajenia jest ogromna, więc się nie dziwię. Dzisiaj już zrobiłyśmy postępy - gdy weszłam do kuchni, siedziała na pufie, przyczaiła się, ale nie uciekła. Pogadałam do niej, nałożyłam jeść maluchowi i jej i dopiero wtedy schowała się pod stół. Wytrzymała jednak kilka minut w moim towarzystwie, a to już coś.
Natomiast Mefik znalazł nas jak wracaliśmy od moich rodziców i z zakupów w ubiegłą niedzielę, dwa dni po przyjeździe z Oliwią. Rozmawialiśmy, że może łatwiej by jej się było oswoić, gdyby był jakiś kot bardziej proludzki... A tu ni z tego ni z owego atakuje mnie z podwórka czyjegoś kot.



Ma uszkodzoną łapkę, wetka powiedziała, że faktycznie jakiś uraz był - i żeby miał tę łapę normalną, trzeba by było łamać i składać na śrubę, ale doszliśmy z TŻ do wniosku że do idiotyzm, bo szkoda kotu fundować bólu. Będzie niewychodzący, więc da sobie radę z taką łapką, jaką ma - szczególnie, że tylko trochę kuleje.
Jest bardzo ciekawski, towarzyski, miziasty i zazdrosny. Fuka na Oliwkę, coraz mniej w zasadzie, już się powoli zaczynają obwąchiwać.
Co wieczór jest wiernym obserwatorem mojej i TŻta kąpieli, a nawet i szybkiego prysznica.



I problem, nie można go wpuścić do najcieplejszego pomieszczenia w domu, bo to sypialnia, a on namiętnie gwałci kołdrę gdy tylko się do niej dobierze

Zdjęcia będą. Wkrótce. :>