Dziękujemy
My na feriach w rodzinnych pieleszach. Znaczy "my" = ja z Lizunią. Polcia Mrówcia została "na włościach", FelVka - już obecnie potwierdzonego PCRem
- wlec ze sobą nie mam jak niestety... Dzięki MaPi
mogła zostać i całkiem niczego sobie radzi - chodniki i narzuty pościągane, stołki poprzewracane... Ale w ogóle to mam problem gigant. Co tymczas to "lepiej"......
Wyjechana Lizunia spędza większość czasu w swoim "gniazdku" tj. pudle albo na parapecie (nareszcie ma ciepłe grzejniki i ew. słońce jeśli jest). Na szczęście mimo obawiania się innych kotów brzuszek już ma różowiutki i zaczynający się ofutrzać. Niestety jak zwykle może ją pogonić wszystko co żyje, a ona nie potrafi się postawić, tylko wieje na biurko albo na parapet i patrzy z żalem w oczkach co to ją spotyka. Mimo to aż żal mi ją zabierać bo tu jej chyba lepiej (tylko odgłosy domu, a nie N mieszkań dookoła) - ale pewnie wrócimy do Łodzi żeby potowarzyszyć Mrówce w sylwestra....
Łatka trikolorka leczy zapalenie pęcherza nr 3 oraz zaczyna objawiać w pełni trikolorkowy charakterek, tzn. chodzi po domu i klnie na wszystkich ile wlezie. Sklętym można zostać nawet za podstawienie miski
Za to po awansie z kota "półpiwnicznego" (tzn. rezydującego w piwnicznym pokoju z dywanem i wersalką, i przychodzącego popołudniami do
bawialni na górę) na kota "w pełni domowego" (coby kotu cztery litery nie miały jak marznąć na Bardzo Atrakcyjnym Parapecie
) ucywilizowała się na tyle że zajmowała niewzruszenie miejsce na krześle przy świątecznym stole
Marengo zajmuje Łatkowe miejsce w
piwnicznej izbie, pozbywa się powoli kocurzej woni (bo
atrybutów pozbył się 2 tygodnie temu) i oddaje się spaniu, jedzeniu, przytywaniu i zabawom. Zwłaszcza zabawy nas cieszą, bo na początku nie umiał albo nie chciał. Poza tym pogadał sobie chyba z niejakim Czarnulkiem przychodzącym do nas na posiłki. Do niedawna Czarnulek przychodził raz dziennie, najadł się i wracał do siebie, ewentualnie pospał sobie w słońcu na parapecie
piwnicznej izby i też wracał. Obecnie wrócił do letniej tradycji spania pod krzakami w pobliżu miejsca wystawiania jedzenia, czyli chyba próbuje drogi Marenga -
on tu spał i chorował, wyleczyli i wzięli do domu, to może ja też spróbuję Dostaje Unidox, bo oczy brzydkie, ale do domu nie bierzemy, swój ma chyba nie najgorszy, bo na zabiedzonego nie wygląda. Tzn. "nie najgorszy" w takim znaczeniu że jeść dać tak, ale leczyć i wykastrować to już nie, tzn. okoliczny standardzik niestety. Najgorzej że dochodzące Czarnulki są dwa i czasem nie wiadomo który ten Unidox ma dostać albo dostał...
No a Pusia tradycyjnie wykazuje kamienny spokój i co najwyżej osyczy albo pogoni Łatkę (w ramach wzajemności), osyczy i obuczy Marenga (ale nie odmówi sobie obejścia jego pokoju) albo pogoni Lizunię. Przy czym Lizunia nie jest straszna - ostatnio weszła do wersalki w naszym pokoju i sobie spała mimo że Lizka też tam wchodzi. Zresztą Lizki się nikt nie boi - Łatka z kolei weszła sobie na jej legowisko na parapecie i spokojniutko ułożyła się do spania, bo co się ma miejsce marnować jak Lizka leży w swoim pudle niżej........
Pozdrawiamy i życzymy cichego Sylwestra i wszelkiego szczęścia w Nowym Roku