Mnie to chyba urwęnać ktoś przeklął i żadnych kotów mieć nie powinnam.
Co mi przez ręce przejdzie, to się okazuje felerne, przeważnie mocno i nietypowo.
Lizka - jak fizyczność jako tako, to psychika zrąbana.
Misiek-Marengo - u rodziców, ale "obrabiany" wstępnie u mnie - jak już dziąsła opanowane i nie widać żeby coś się działo fizycznie [tfu, tfu], to leje po domu na pół metra w górę. Wykastrowany oczywiście.
Mrówcia - wiadomo. Białaczka, kłębuszkowe zapalenie nerek na tle, potem PNN, cuda wianki i świeczka na koniec.
Agatka - kot który nie miał jajników i ma jedną nerkę mikro (nie wiadomo czy jak jajniki czy chorobowo), a obecnie w pakiecie nadczynność tarczycy, PNN i nawracające problemy z wątrobą.
Teraz doszło następne - jest u mnie taka Mikrusia-Bercia, zgarnięta rok temu z podwórza jako siódme nieszczęście w wysokiej ciąży, możliwe że z pierwszymi dziećmi. Wyszedł nam jakiś czas temu stan zapalny dziąseł, smarowanie dentiseptem nie dało rady, okazało się że ma do tego rozrost błony śluzowej, usunięte, dane na hispat. Odebrałam wynik, mastocytoma. Niby typ 1 najrzadziej dający przerzuty i napisane że usunięte doszczętnie, ALE. W dodatku wszystko co czytam po polsku dotyczy zmian skórnych, nie wewnątrzpyszcznych, ze skóry to sobie można usuwać, dziąseł jest mniej....
I do tego mam pietra czy Berciowe jedzenie z jednych misek z innymi kotami nie będzie miało wpływu na te inne koty. Tak, wiem że teoretycznie nowotworowe cholerstwa nie są zaraźliwe. Ale z drugiej strony o ile pamiętam - jak komuś przeszczepiono jakiś organ od osoby onkologicznej, to się to dla biorcy źle skończyło. Tu była zmiana związana z gruczołem ślinowym, licho wie czy jakieś komórki się ze śliną nie rozprzestrzeniały, i czy mogły komuś zaszkodzić.
Ze wspólnych misek z Bercią jadły trzy młodziaki roczniaki i ich mamusia (czekające na przenosiny do innego domu) - i od czasu do czasu Agatka. Agatka sporadycznie. Rodzinka systematycznie i równocześnie, bo jak się rzucają na chrupy to przeważnie wszystkie naraz, a micha z chrupami jest jedna....
Chyba mam dośc
Edit. Przeczytałam parę zdań po angielsku. Nie wiem czy o kotach czy o psach, ale nie sądzę żeby to miało znaczenie. Wszystkie zmiany w tym rejonie, niezależnie od stopnia (to zdaje się to samo co typ), powinny być uważane za agresywne..