Adopcja dokonana :) (wkrótce postaram się o zdjęcia)

Witajcie!
Jestem tu z Wami od niedawna, ale chciałam się podzielić moją radością i przeżyciami z ostatnich dni.
Na forum (może pamiętacie moje ogłoszenie jeszcze sprzed rejestracji?
) i na stronach z adopcją, szukałam do przygarnięcia rudej, małej kotki. Wkrótce po tym ogłoszeniu, odezwała się do mnie Aga - wolontariuszka ze schroniska we Wrocławiu. Nawiązała się między nami bardzo sympatyczna znajomość. Dzięki Adze dowiedziałam się o masakrycznym stanie kociarni... Koty przechowywane w zimnych, stalowych klatkach, śpią obok własnych odchodów (nie mają kuwet, a jedynie gazety
) i wpadają szybko w depresję.. Zdjęcia (co prawda nieaktualne, ale obejrzyjcie je, proszę.. aktualizacją strony również zajmuje się Aga z mężem, ale mają w tej chwili problemy ze swoimi kociakami, stąd brak aktualizacji. Ale będzie wkrótce) możecie obejrzeć na tej stronie: http://www.kocie-zycie.prv.pl/
W każdym bądź razie - postanowiłam wziąć jakiegoś biedaka z tego schroniska.. Pojechałam tam w niedzielę, 2 listopada.. Słuchajcie - tego nie da się opisać.. Kiedy weszliśmy do baraku, gdzie przechowywane są kociaki, w powietrzu unosił się dziwny zapach, ni to fetor.. Ciężko określić, co to było. Dobrze, że kociaki miały tam ciepło.. Wchodziliśmy, oprowadzani przez Agę, do kilku pomieszczeń. W klatkach leżały, siedziały lub spały koty.. Smutne, przygaszone, opuszczone.. Tylko dwa z nich - darły pyszczki w niebogłosy; szczególnie jeden - płakał niczym małe dziecko (na samo wspomnienie tego płaczu, mam ciarki na plecach
).. Przytłaczające.. Miałam ochotę wziąć je wszystkie.. Ale nie mogłam
W końcu, po dwukrotnym obejściu pomieszczeń, zostałam w pierwszym z nich. Nie mogłam dawać im wszystkim nadziei, zaglądając im w oczęta..
W pierwszym pokoju były łącznie 3 koty, w 3 klatkach. W pierwszej - kot po operacji, głęboko spał i bardzo kiepsko wyglądał.. W drugiej - w głębi, z dala od nas, siedziała biało - bura kotka o prześlicznej, zadbanej sierści. Aga powiedziała, że ma depresję i trzeba jej pomóc, bo długo nie da rady.. W 3ciej, płakał i zaczepiał nas pazurkami drugi z tych płaczących kotów w baraku - śliczna, chudziutka, bura kotka. Kucnęłam pomiędzy tymi dwoma klatkami.. W głowie miałam mętlik, a w sercu bezdenny smutek. Patrzyłam w oba pyszczki, obie pary oczu i miałam ochotę się rozpłakać. Jak, powiedzcie, jak można wybierać???
W końcu przyszła pani Małgosia Domańska (wspaniała, ciepła opiekunka kociaków) i widząc moją bezradność w chęci dokonaniu wyboru, poradziła, abym wzięła obydwa.....
I wiecie co? Wzięłam obie!!!
W tym miejscu pragnę z całego serca podziękować Agnieszce i jej mężowi, którzy podwieźli nas autem pod dom (inaczej, nie wyobrażam sobie naszego dojazdu z nimi, drącymi się z przerażenia i próbującymi wyrwać sie z naszych objęć).. Dzięki!!!
Kotki (dorosłe już) - są cudowne!!! Będę z nimi musiała iść jeszcze do weta, ale to już na spokojnie. A zdjęcia, postaram się wkrótce zrobić i podzielę się nimi z Wami
Wreszcie zrobiłam to, co zawsze chciałam - dać kotom szczęście, radość i bezpieczeństwo oraz, a moze przede wszystkim - MIŁOŚĆ
Pozdrawiam wszystkie kocie mamy i kocich ojców

Jestem tu z Wami od niedawna, ale chciałam się podzielić moją radością i przeżyciami z ostatnich dni.
Na forum (może pamiętacie moje ogłoszenie jeszcze sprzed rejestracji?


W każdym bądź razie - postanowiłam wziąć jakiegoś biedaka z tego schroniska.. Pojechałam tam w niedzielę, 2 listopada.. Słuchajcie - tego nie da się opisać.. Kiedy weszliśmy do baraku, gdzie przechowywane są kociaki, w powietrzu unosił się dziwny zapach, ni to fetor.. Ciężko określić, co to było. Dobrze, że kociaki miały tam ciepło.. Wchodziliśmy, oprowadzani przez Agę, do kilku pomieszczeń. W klatkach leżały, siedziały lub spały koty.. Smutne, przygaszone, opuszczone.. Tylko dwa z nich - darły pyszczki w niebogłosy; szczególnie jeden - płakał niczym małe dziecko (na samo wspomnienie tego płaczu, mam ciarki na plecach




W pierwszym pokoju były łącznie 3 koty, w 3 klatkach. W pierwszej - kot po operacji, głęboko spał i bardzo kiepsko wyglądał.. W drugiej - w głębi, z dala od nas, siedziała biało - bura kotka o prześlicznej, zadbanej sierści. Aga powiedziała, że ma depresję i trzeba jej pomóc, bo długo nie da rady.. W 3ciej, płakał i zaczepiał nas pazurkami drugi z tych płaczących kotów w baraku - śliczna, chudziutka, bura kotka. Kucnęłam pomiędzy tymi dwoma klatkami.. W głowie miałam mętlik, a w sercu bezdenny smutek. Patrzyłam w oba pyszczki, obie pary oczu i miałam ochotę się rozpłakać. Jak, powiedzcie, jak można wybierać???
W końcu przyszła pani Małgosia Domańska (wspaniała, ciepła opiekunka kociaków) i widząc moją bezradność w chęci dokonaniu wyboru, poradziła, abym wzięła obydwa.....
I wiecie co? Wzięłam obie!!!






W tym miejscu pragnę z całego serca podziękować Agnieszce i jej mężowi, którzy podwieźli nas autem pod dom (inaczej, nie wyobrażam sobie naszego dojazdu z nimi, drącymi się z przerażenia i próbującymi wyrwać sie z naszych objęć).. Dzięki!!!


Kotki (dorosłe już) - są cudowne!!! Będę z nimi musiała iść jeszcze do weta, ale to już na spokojnie. A zdjęcia, postaram się wkrótce zrobić i podzielę się nimi z Wami

Wreszcie zrobiłam to, co zawsze chciałam - dać kotom szczęście, radość i bezpieczeństwo oraz, a moze przede wszystkim - MIŁOŚĆ


Pozdrawiam wszystkie kocie mamy i kocich ojców
