Kot Czesio ze złamanym kręgosłupem - PILNE

Witam.
Działam w Głogowskim Stowarzyszeniu Pomocy Zwierzętom AMICUS. Prawie miesiąc temu trafił do nas człowiek, który znalazł kota ze złamanym kręgosłupem. Jedyne badanie jakie ów człowiek wykonał to było zdjęcie RTG. Kot ma niedowład tylnych kończyn, nie załatwia się samodzielnie.
Opiekun kota określa się mianem "radykała" - chce ratować kota za wszelką cenę, nawet (cytuję) "jeśli miałby resztę życia spędzić na wózeczku".
Wszyscy weci, u których był mówili mu, że kot chodzić nie będzie, a każda doba w tym momencie pogarsza tylko sprawę, gdyż dochodzi do zmian zwyrodnieniowych. Opiekun kota podobno dzwonił do Warszawy do doktora Narojka i Degórskiego, którzy podobno powiedzieli, że kota można operować i ma szansę na sprawność. Nie chce mi się wierzyć w to, że specjaliści tej klasy pozwolili sobie na diagnozę telefoniczną kota ze złamanym kręgosłupem!
Kot nie otrzymuje żadnych leków, a jego opiekun wymyślił, że urządzi zbiórkę pieniędzy na operację, która nawet nie wiadomo ile będzie kosztować, bo ŻADEN specjalista kota nie badał (w Głogowie nie ma takiego lekarza, najbliżej Wrocław). Pomijam konsultację telefoniczną, która podejrzewam, że się nie odbyła - z realnych przyczyn.
Nasze stowarzyszenie ma bardzo skromne fundusze - wszystkie nasze pieniądze na bieżąco wydajemy na leczenie i sterylizacje bezdomnych kotów i nie stać nas na takie wsparcie finansowe (sami w tym momencie mamy dług w lecznicy do spłacenia). Z tego tytułu spotkaliśmy się z wrogością, że nie chcemy ratować kota Czesia. Jeden z wetów, u którego był opiekun kota powiedział, że w tym momencie to, co ten człowiek robi jest znęcaniem się, bo po miesiącu bezczynności i czekania aż głogowianie wpłacą pieniądze na Czesia ten kot nie ma już szans.
Czy ktoś z was spotkał się z podobną sytuacją? Co należałoby teraz zrobić?
Działam w Głogowskim Stowarzyszeniu Pomocy Zwierzętom AMICUS. Prawie miesiąc temu trafił do nas człowiek, który znalazł kota ze złamanym kręgosłupem. Jedyne badanie jakie ów człowiek wykonał to było zdjęcie RTG. Kot ma niedowład tylnych kończyn, nie załatwia się samodzielnie.
Opiekun kota określa się mianem "radykała" - chce ratować kota za wszelką cenę, nawet (cytuję) "jeśli miałby resztę życia spędzić na wózeczku".
Wszyscy weci, u których był mówili mu, że kot chodzić nie będzie, a każda doba w tym momencie pogarsza tylko sprawę, gdyż dochodzi do zmian zwyrodnieniowych. Opiekun kota podobno dzwonił do Warszawy do doktora Narojka i Degórskiego, którzy podobno powiedzieli, że kota można operować i ma szansę na sprawność. Nie chce mi się wierzyć w to, że specjaliści tej klasy pozwolili sobie na diagnozę telefoniczną kota ze złamanym kręgosłupem!
Kot nie otrzymuje żadnych leków, a jego opiekun wymyślił, że urządzi zbiórkę pieniędzy na operację, która nawet nie wiadomo ile będzie kosztować, bo ŻADEN specjalista kota nie badał (w Głogowie nie ma takiego lekarza, najbliżej Wrocław). Pomijam konsultację telefoniczną, która podejrzewam, że się nie odbyła - z realnych przyczyn.
Nasze stowarzyszenie ma bardzo skromne fundusze - wszystkie nasze pieniądze na bieżąco wydajemy na leczenie i sterylizacje bezdomnych kotów i nie stać nas na takie wsparcie finansowe (sami w tym momencie mamy dług w lecznicy do spłacenia). Z tego tytułu spotkaliśmy się z wrogością, że nie chcemy ratować kota Czesia. Jeden z wetów, u którego był opiekun kota powiedział, że w tym momencie to, co ten człowiek robi jest znęcaniem się, bo po miesiącu bezczynności i czekania aż głogowianie wpłacą pieniądze na Czesia ten kot nie ma już szans.
Czy ktoś z was spotkał się z podobną sytuacją? Co należałoby teraz zrobić?