Zgredek mnie martwi. Tzn. raz, martwi mnie to, że jest taki maleńki, słabiutki, chudziutki, a dwa - to, że ma jakiś problem z tylnymi łapkami. Wcześniej tego nie zauważyłam, bo ich prawie nie używał. Łapki są ustawione "do środka" i kiedy się nimi odpycha - krzyżują się niedobrze to wygląda.
Wiem, że zdarzają się takie urazy okołoporodowe, albo jeszcze w czasie ciąży mogło być coś nie tak - i kocięta rodzą się (jak dzieci) ze zwichniętymi stawami biodrowymi. Tak sobie myślę, że Zgredek dodatkowo jest wcześniak...Może nie powinien jeszcze "samodzielnie" zbyt dużo się poruszać...
Ciężko mi ocenić jego stan. Od wczorajszego wieczora nie udaje mi się przystawić go do sutka - nie chce przy mnie jeść, tylko przeciąga się rozkosznie i śpi. Być może je tyle ile potrzebuje, tylko ja nie widzę - wczoraj zdarzył się przełom: okazało się, że Jaśmina tylko w jego przypadku oczekuje moich zabiegów i towarzystwa - inne dzieci (przyniesione do lecznicy do uśpienia) jak najbardziej jej odpowiadają i od tego momentu już leży grzecznie, a malec ma się do kogo przytulać, w każdej chwili może sięgać do mlekodajni. Więc nie wiem.. Na pewno nie cierpi - wygląda na zadowolonego i nawet mruczał wczoraj.
Wyszłam do sklepu, nie było mnie może 20 minut - maluszek nie żyje Mam wrażenie, ze Jaśmina wiedziała od początku, że to tak się skończy.. - to odnoszenie poza gniazdo
Pociesza mnie to, że nie cierpiał - tak, jakby organizm po prostu zrezygnował z walki - On po prostu zasnął... nie był już w ogóle głodny, a ja myślałam, że musiał jeść kiedy ja nie widzę - był taki spokojny.