Ogłaszam ALARM dla Szczytna!!!
a równocześnie przepraszam za bełkot, bo nie wiem jak napisać to co mi się kłębi w głupiej łepetynie
Alarm....
może ktoś chce i potrafi pomóc

?
Tak, po nieprzespanej nocy i rozmowie z Basią...
Ogłaszam alarm...
W tym roku w schronie jest jeszcze gorzej niż było...
Właściwie nie ma już nic do stracenia, bo jak nie będzie jakieś oddolnej inicjatywy to...
Pisze się o drobnych sukcesach, żeby wątek nie zamienił się w płaczliwą epopeję... żeby nie przedstawiać sytuacji w najgorszych barwach
ale teraz powiedzmy jak jest:
- niewysterylizowane kocury z kociarni, z której pochodzi Morris (dawniej Matwiej), Kuro i Brylant nie przeżyły zimy... (*)... nie ma ich
(kociczki i wysterylizowane kocury są w "wozie Drzymały", który ma jakiś piec olejak....), na domiar wszystkiego w tejże opróżnionej przez, powiedzmy to szczerze, okrutną śmierć, przebywają teraz psy, co oznacza, że kotom pozostało jeszcze mniej miejsca...
- oprócz PP, mutują się i namnażają jakieś cholerne choróbska, na które nie ma szczepień
- odtrąbiliśmy radośnie wygranie przydziału karmy dla kociastych, wcześniej także dla psów... niestety dziewczyny nigdy nie widziały, żeby karma ta była w miskach... Nie chcę rzucać bezpodstawnych oskarżeń, stwierdzam tylko fakt, że dziewczyny przy każdej bytności stwierdzają, że koty dostają to samo co i ja kilka razy naocznie stwierdziłam, głównie kluchy z mięsem czy też ochłapami z rzeźni, to samo co psy... Niestety przydałoby się sprawdzać czy karma trafia do właściwych misek. Ale kto to zrobi?
- Koty nie mają stałej opieki weterynaryjnej, szczepienia tylko na wściekliznę. Jakiś czas temu zatupaliśmy z radości, że schronisko dostaje szczepionki (Tricat?). Jeśli to prawda, tym gorzej, bo wiadomo, że takich szczepień nie ma...
- Dyskutowaliśmy kiedyś nad zakupem kontenerów - przyczep, czy czegoś w tym rodzaju, bo wydaje mi się, że taki temat podsunięto Pani z Urzędu Miasta (?)... i....
- Oprócz nadludzkich wysiłków i łez wydajemy też dużo pieniędzy na leczenie kilku zaledwie nieszczęśników.... a kosztów tych choć w pewnym stopniu dałoby się uniknąć, gdyby system choć trochę dał się zreformować...
- nawet kochany Morrisowaty, któremu trafił się jak ślepej kurze ziarno wspaniały domek i który co prawda został zabrany w akcji ratunkowej z zimnej budy z zapaleniem płuc... ale nie oczekiwaliśmy takich trudności
i tenże paskud i terrorysta wygenerował duże koszty ze strony DT u Basi, mojej (najeździł się chłopak do wetów, na prześwietlenia, badania) oraz najwspanialszego DS u Eweliny... a można by było tego uniknąć...
- martwimy się, bo oprócz PP Basia przywlekła jakieś cholerstwo, którym zarazili się rezydenci, dorośli szczepieni oraz maluchy białaski, które miały już wcześniej kontakt z PP i również były szczepione, ale załapały się na to cuś o dziwnej nazwie...
- martwię się, bo ogłoszenia dla kotów bezpośrednio ze schroniska możemy sobie darować
I tak na moje łzawe wypociny (na robieniu ogłoszeń też się nie znam

) nikt nigdy nie zadzwonił, ale w tym roku strach oferować kota bezpośrednio ze schroniska, bo już nie wiadomo co przyniesie... teraz wszystkie kociaste siedzą razem - i te zdrowe i chore... wiemy o nich niewiele
- Nie epatujemy już obrazkami tych, które odchodzą... tak ich wiele... a o ilu nawet nie wiemy, przecież nikt nie bywa w schronie na bieżąco... Mnie jeszcze przed oczami stoi obraz koteczki Pingwinki, która pchała się nam na ręce gdy byliśmy tam ostatnim razem, czyli dawno temu... a wtedy w wyniku pewnych wydarzeń, których nie czas teraz opisywać, pani Kierowniczka nie pozwoliła nam zabrać żadnego kota... Co się stało z pingwinką? Mogę tylko marzyć, że ktoś ją jednak zaadoptował choć tak rzadko się to zdarza
- A w sezonie "kociakowym" obóz zamienia się w kostnicę...
Piszę i bzdyrzę, bo boję się, że dobrnęliśmy w ślepy zaułek...
Niedawno "stuknął" mi roczek działalności na Miau...
Nadal niewiele wiem... może nauczyłam się rozpoznawać skróty FIV, FELV, ale zielonutkam niezmiernie...
dlatego jestem mądra Waszą mądrością...
Proszę o radę
Co robić?
Boję się, że Basia się podda... walka z chorobami i śmiercią ryzykując zdrowiem i życiem swoich rezydentów i tymczasów...
Z podziwem i zazdrością obserwuję grupy wolontariuszy działającej przy schroniskach bądź też poza nimi...
z naciskiem na GRUPĘ...
Może ktoś ma talenty negocjacyjne i jednak coś się z władzami da wynegocjować - w samym schronisku...
może poza nim (jakiś lokal na umieszczenie kociastych "fundacyjnych"...
Ja postarałbym się zorganizować lampy odkażające, może inny sprzęt, meble...
ale gdzie i po co???
Może to moje głupoty...
Bo potrzebowalibyśmy więcej osób na miejscu, więcej niż 2...
a i mądre głowy do myślenia...
Ech....
A tak... wyrywanie śmierci tych pojedynczych kociastych z pełną świadomością, że za naszymi plecami trwa hekatomba...
Ja marudzę jak ta krowa z Indyka Mrożka co to Łońskiego roku do Marcina przemówiła...
Łońskiego roku, przed samą wilia, krowa coś mówiła do Marcina .. Opowiedzcie no, kumie .. Ano, poszedł Marcin
do obory, a krowa powiedziała do niego wedle żłoba: „Nie jest dobrze, Marcinie” .. Tak samo i Marcin ja zapytał: „Co
nie jest dobrze, krowo? .. Tak samo i Marcin ja zapytał co nie jest dobrze, krowo. A krowa na to: „A tak, w ogóle to
nie jest dobrze” — i tylko siano jadła. Marcin jeszcze trochę poczekał, bo myślał, ze może coś więcej powie.
Może jest jakiś sposób...?
Niech mnie ktoś wreszcie stuknie w tę głupią łepetynę, bo nie śpię i nic z pustej makówki nie wytrząsnę...
Alarm, alarm...
czy to w głowie mi dzwoni
czy to dzwon żałobny nad tymi co odchodzą....