Teraz będzie o Buce. Należy się jej, gdyż 22.05 mineły dwa miesiące od czasu przyjazdu do nas. Szybko zleciało.
Nikt nie potrafi powiedzieć kiedy Buka trafiła do schroniska. Sądząc po ząbkach i ogólnie, po zdrowiu, myślę że przebywała w nim już kilka dobrych lat, i pewnie trochę by tam jeszcze posiedziała, gdyby nie wolontariusze... Bo nadszedł czas przerwać ten "węzeł". Biorąc ją, wiedziałam że będzie agresywna, wiedziałam że będzie się bać, i unikać ludzi. Sytuacja do głębokiego przemyślenia, zastanowienia się, czy aby napewno. Nie jest łatwo, jeśli w grę wchodzi dzikawy kot. Takim koom trzeba poświęcić naprawdę dużo czasu, bo same się z siebie nie oswoją. To jest nasza "rola". Długo o tym myślałam, bardzo długo. W końcu zapadła decyzja. I tu, w tym miejscu chciałabym podziękować wolontariuszom za okazane nam zaufanie

ale nie o tym chciałam Wam napisać. Chciałabym się z Wami czymś podzielić.
***
Wszystko zaczeło się wczoraj. Z racji tego, że miałam dzień wolny, postanowiłam złapać Bukę do drobnych zabiegów (w tym podania pasty - niedawno wymiotowała). Skrywała się (o dziwo, nie na szafie, tylko za biurkiem, w miejscu, w którym mogę ją łatwo złapać) - gdyby weszła na szafę, to o ściągnięciu jej stamtąd mogłabym tylko pomarzyć... po posadzeniu Buki na łóżku doznałam szoku! zwiała! wcześniej siedziała skulona strachem, nawet nie drgneła, a teraz czmychneła aż miło. Bardzo się z tego cieszę, gdyż to oznacza, że Buka nabrała odwagi, na tyle, żeby zrobić krok do przodu. Znalazłam ją pod drzwiami, chciała wejść do pokoju. Nerwowa, wystraszona, ale nie pacająca, czy gryząca. Bez problemu wyczyściłam jej uszy, podałam pastę, wymacałam brzuszek - który na moje laickie oko, wydaje się super. Kostki przestały być wyczuwalne, a na łapce "świeciła" nie zrośnięta jeszcze łysinka. Po tych zabiegach wpuściłam kotę na szafę. Szoku doznałam dopiero wieczorem. Otóż, Buka zaczeła chodzić po mieszkaniu i przeraźliwie miauczeć! Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała, chyba że była w klatce. Nie była głodna, w domu pusto. Patrzyła się na mnie i miauczała, jakby czegoś chciała. Nie rozumiem kociego, więc mogłam się tylko domyślać o co mogło jej chodzić - czyżby chciała być pogłaskana? Wczoraj, tak gdzieś koło 00:00, kiedy siedziałam przy komputerze, najpierw wskoczyła na biurko numer 1 (tak w telegraficznym skrócie, mam dwa biurka, na jednym stoi stacjonarny komputer, na drugim laptop - stoją obok siebie) obrabiałam zdjęcia, na biurku numer 1, kiedy Buka na niego wskoczyła. Popatrzyła się na mnie, obwąchała książki, po czym spokojnie sobie zeszła. Za drugim razem, wskoczyła na krzesło biurka numer 1 (siedziałam wtedy przy laptopie) doznałam szoku! miałam ją na przysłowiowe wyciągnięcie ręki - bo krzesło jest mega blisko mnie. Akurat miziałam wtedy Kaya, Buka trochę nas poobserwowała, potem się "wymyła" i poszła spać. Wszystko trwało jakieś 20 minut. Jeszcze później usiadła sobie na parapecie (mam fotkę). Dzisiaj popołudniu, popatrzyła się na mnie, po czym zwiała. Ale tylko dlatego że Senioor wstał. Jakąś chwilkę temu, układałam pracowe papiery - Buka musiała być wtedy w kuchni, przeszła z kuchni do pokoju, bardzo spokojnie, jakby mnie nie było, chociaż byłam - układałam - znaczy robiłam coś gwałtownego rękami. Jeszcze wcześniej, kiedy leżała na fotelu, odważyła się zajrzeć przy mnie do miski, którą jej akurat podsuwałam pod nos.
Nie wiem czy Buka się oswoi. Nie wiem czy jeśli tak, to czy zaufa komuś innemu niż nam. Tak naprawdę, nie jestem teraz w stanie powiedzieć jaka będzie Buka. Kay nam zaufał, teraz ufa dosłownie każdemu, ale żeby tak się stało, musieliśmy sobie "zapracować" na jego zaufanie.