Felv oczywiście że byłby lepszy...
Lusia ( z rozpędu chciałam napisać Frania- tak się mi teraz ciągle tamta białobura koteczka przypomina

) zachorowała nagle...z relacji mamy wiem, że w niedzielę więcej leżała, mniej jadła. W poniedziałek rano czuła się już bardzo źle, miała kłopoty ze wstaniem z koszyka. Na obecną chwilę dostaje kroplówki, antybiotyki, tolfedynę. Jest taka grzeczna i kochana- nie mam najmniejszego kłopotu dawać jej kroplówki w domu. Siedzimy sobie, ona z wenflonikiem- mruczy a ja przeważnie ryczę.
Na początku przyszłego tygodnia w planach jest powtórka badań krwi, czy ten katastroficzny poziom bilirubiny spadł.
Najgorsza w tym jest bezsilność i jakaś taka przewrotność losu.
W poniedziałek Lusia miała się przeprowadzić do swojego Domu, który zawojowała w pierwszej minucie wizyta Domku u mnie. Tyle miesięcy nikt się o nią nie pytał- teraz kiedy znaleźli sie fanastyczni ludzie którzy chcieli, a właściwie już ją pokochali, chcieli zabrać do siebie, kochać i dbać- choróbsko zaatakowało.
Tym okrutniejszy jest ten los, że Domek stracił kota 3 miesiące temu- właśnie na Fip....
Nie pozostaje nam nic, tylko czekanie. Boję się tego umierania....