» Wto sie 19, 2008 14:34
Byłam w ciagu dnia w domu po Gucia, zeby go zabrac do weta, chciałam odruchowo wejsć do łazienki... tak strasznie pusto i smutno. Otwieram drzwi, a tam nie biegnie to maleńswto, nie krzyczy, ze chce jeść...
Strasznie mi źle. Naprawde byłam pewna,że Płaczuś wreszcie będzie w tak dobrym stanie, że pojedzie do mojej mamy.
Naszą historie zaczęliśmy i zakończyliśmy tylko we dwoje. Wczoraj pod wieczór Gutek poczuł sie lepiej, w domu ogarnęłam wszystko, dla Placzusia studziło sie ugotowane mięsko i marchwianka na ten brzusio. I tak pomyślałam, mam wreszcie chwile, zeby z nim na spokojnie posiedzieć. Mizialiśmy się z godzine, leżał wyciągnięty na moich kolanach, czesałam go, wystawiał bródke do drapania. Tłumaczyłam mu, że dziś zaczniemy znów interferon, ze na pewno poczuje się lepiej. Mruczał, tulił się do mnie. Wyszłam na chwile do kuchni zrobić mu świeże elektrolity...wróciłam moze po 3 minutach. Moja mała mizianka leżała nieruchomo, oczka zaszły mgłą, był taki zimny i taki malutki...wpadłam poprostu w histerie.
Tyle miłosci było w tym kotku, był tak cierpliwy, łagodny i miał tyle siły. Wydawało mi sie, że Płaczuś nigdy nie zgaśnie. A dzis wetka oddała mi pusty transporter...Nie umiem tego zrozumieć.
Bardzo Was proszę, zaklinajcie los, trzymajcie kciuki za Gucia..tak sie boje. Nie moge stracić jeszcze jego.

*

*

*

Jeśli nie odbieram, to postaram się jak najszybciej oddzwonić - 695-817-051
Wyprzedaż przeprowadzkowa - viewtopic.php?f=27&t=110041 - ZAPRASZAM!