Wrocilam wlasnie z miasta .. gonilam do czarnego kota kolo PKO na Wielopolu, byly w tej sprawie 3 rozne telefony, wiec w koncu uznalam, ze nie bede kusic losu i odbierac sobie byc moze jakiejs szansy ...
niestety, znowu nie to .. zwierze cale czarniutenkie, wiek od 6 mies do roku, - siedzi sobie na parapecie okna banku, i nie wiadomo, czego chce.
Czy jest czyjes, czy zgubione ...
Niestety nie Smoczek

. A juz znowu maluska nadzieja odzywala ...
Mile studentki dwie wezwaly mnie i zaczekaly az przyjade, a ja je w koncu zostawilam ze sprawa, z zalem, ale nie moge juz nic zrobic. Doradzilam nie zabierac kota, bo moze jednak jest czyjs i czekaja na jego powrot? a on/a czeka na uspokojenie ruchu ulicznego, zeby zaczac wracac ... Kot czysty, odkarmiony, oko blyszczace, wibrysy czarne. Powiedzialam, ze jutro niech dzwonia do TOZ i pytaja o rade.
Smutno bylo odchodzic ...
W ogole mialam dzis chyba z 5 telefonow na koci numer, ale zaden konkretny, wiekszosc osob jak poprzednio i jak zawsze nie potrafi zobaczyc tych szczegolnych cech kota. Na kazdy dzwonek - zawal serca ..
Jedna starsza pani nagrala sie na sekretarke: ze ona nic nie wie, ale sama odnalazla 2 koty: po 3 miesiacach i po 1,5 roku. Mila bardzo, troche odzyskalam nadziei, ktora juz bardzo slaba .. wlasciwie ja trace i walcze o nia sama ze soba.
Dzieki za odwiedziny i trzymanie, zabieram sie do roboty, caly dzien zmarnowalam na jakies pleple i zakupy (prezenty musialam zdobyc dla 3 osob). Ech, pikawa mnie rozbolala z tego wszystkiego .. na chwile.
zo