Alyss, na początek to Ci wystarczy ostry nóż, bo zamiast pomielić możesz posiekać (chyba, że maszynkę już masz, to będzie szybciej). Mięso możesz kupić w markecie nawet, gdzie wiesz, że jest świeże (a najlepiej vacuum, bo krótko po uboju jest paczkowane, a nie leży x czasu za ladą, czyli nie musi być tak napuszczane, żeby nie traciło wody i się nie psuło). Oczywiście najlepsze mięsko od sprawdzonego hodowcy, ale na początek jak jakiś czas będzie nawet takie z marketu (tylko musi być świeże - dobrze obejrzyj i obwąchaj), to i tak lepsze niż kiepska karma. Ja jestem z Mysłowic (więc pewnie blisko Ciebie), ale na razie jestem na etapie ustalania źródeł sprawdzonego mięsa - bo niestety można się naciąć na tym "ekologicznym", gdyż niektórzy odkryli, że to dobry biznes i pod takim szyldem sprzedają, a żeby mieć certyfikat, to są mocno wyśrubowane normy (i dlatego pisać sobie mogą, ale jeszcze musieli by mieć na to papiery).
Z ostatnich fajnych zakupów to udało mi się kupić kaczkę w tesco i królika raz w realu, raz w Kaulandzie (tam kupuję podroby z indyka, tylko trzeba o 7 rano, bo mają mało i później ciężko kupić); ponoć w Szopienicach na tym zakręcie gdzieś koło lodziarni jest bardzo dobry mięsny (kilku znajomych polecało) - muszę też jeszcze sprawdzić, ale generalnie kombinuję ze znajomymi po wsiach (robią wywiad, kto co dla siebie hoduje i komu czego ewentualnie zbywa na tyle, żeby mógł sprzedać) - czekam na razie na info. Na BŚ są działy, gdzie zbierają zamówienia (ale najbliżej z tego, co widziałam, to obecnie małopolskie - choć rozważam lodówkę turystyczną i zakupy). U mnie na targu jest takie małżeństwo, które skupuje różne warzywa, owoce i mięso po całej wsi - u nich kupuję jajka (lub u takiej zaprzyjaźnionej kobiety): obsrane, oblepione trawą i każde innej wielkości z innym kolorem żółtka, ale smak super (tych z marketów już nie tknę, bo stały się niejadalne - do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja) - u nich można też zamówić kurę wiejską (biją na życzenie - cena 30zł); jest też kilku innych na drugim większym targowisku /tym koło giełdy samochodowej/, ale jeszcze nie sprawdzałam - wybieram się w piątek; wiem, że w niektórych sklepach ze zdrową żywnością można taką też zamówić (np. eko-koziołek w Rybniku) - tylko Magnolia na kurczaki ma "długie zęby" - indyk mniam, kaczusia mniam, gęsią nie pogardzi, ale kurczak "za jaką karę?" Nie wiem, gdzie mieszkasz (jakie miasto), więc ciężko mi coś doradzić.
Co do kamieni itp. - jak napisano: podstawą jest dużo wody - bez tego to można na chwilę zamaskować objawy i nic poza tym (zresztą każdy urolog też powie, że bez picia odpowiedniej ilości płynów to żadne jedzenie nie pomoże). Druga rzecz, o której też wspomniano - czy to kamienie zasadowe, czy kwaśne (szczawiany), bo jeśli te drugie, to zakwaszanie pogorszy sprawę; poza tym fosfor (a więc mięso itp.) zakwasza, a wapń (czyli wszystkie produkty mleczne) alkalizują; druga rzecz - karma ze zbyt dużo minerałów (bo proporcje to jedno, a nadmierna ilość minerałów - to drugie) też może powodować problemy. I tu mi się BARF podoba: biorę jonogram i pod niego dostosowuję dietę (z użyciem kalkulatora, bo na piechotę to bym za dużo czasu traciła), np. Magnolia miałam wapń i fosfor po środku, ale wysoki sód i niski potas i do tego dopasowuję kompozycję (bo zalecany zakres sód:potas jest od 1,2 do 1,8); ktoś ma kota "nerkowego" - minimalizuje fosfor (bo lepiej go minimalizować niż wyłapywać wapniem, gdzie dostajemy dużo minerałów w nerkach); ktoś ma kota "trzustkowego" - robi niski (w granicach zalecanych) tłuszcz itd. - pewne zasady są jak w karmach weterynaryjnych, ale że tu bazuje się na mięsie a nie różnej maści odpadach i głównym celem nie jest maksymalizacja zysków, to nie trzeba pchać mnóstwa węglowodanów; jeśli ktoś ma kota niedomagającego, to trzeba sobie poczytać odpowiednie działy BŚ o korekcie diety (oczywiście jest dużo materiałów w sieci, ale są anglojęzyczne lub niemieckojęzyczne - jeśli ktoś zna te języki, to gorąco polecam lekturę).
Taki cytacik z
Powitalni BŚ:
Jak większość tutaj, do BARFa skłoniła nas choroba. Oba moje koty miały problemy z układem moczowym, "leczone" standardowo karmami urinary. Pierwszy kot, którego miałam dawno temu zmarł prawdopodobnie na skutek przewlekłej niewydolności nerek, choć nigdy nie był prawidłowo zdiagnozowany (mała miejscowość, nasza niewiedza, fatalne żywienie i nieudolni weterynarze). Tym razem postanowiłam, że będzie inaczej, jednakże okazało się, że badania i "właściwa" karma też nie są rozwiązaniem. Okazał się nim BARF. Koniec weterynarzy, łapania moczu, badań i stresu (czasem któreś siknie nie tam, gdzie powinno, ale zazwyczaj wiemy dlaczego). Dlatego wszystkich wokół przestawiam na BARFa.
Dla kotów generalnie zdrowych i ich opiekunów, którzy nie chcą czy nie bardzo mają jak BARFować pozostaje dobra mokra karma (Catz FF, Granata Pet i Grau z tych znośnych cenowo lub z górnej półki np. ZiwiPeak o ile kot lubi jagnięcinę lub dziczyznę) i ew. np. Uro-Pet itp. jeśli trzeba zakwaszać. Sucha karma - nieważne jakiej marki - przy problemach z kamieniami czy piaskiem to najgorsze rozwiązanie (chyba, że uda się w kota wtłoczyć min. 40-50ml wody na kg m.c.). Między mokrym BARFem a suchym to jest taka różnica jak np. mają tętniaka mózgu zoperować i usunąć przyczynę bólu głowy a brać silne tabletki przeciwbólowe, żeby nie bolało - może i efekt końcowy w postaci braku bólu jest podobny, ale...
...