Dziękujemy wszystkim ślicznie za życzenia, za zaglądanie do nas...
Duża znowu wątek zaniedbała, ech
No cóż - odpowiedzi na pytanie czy to DS unikam, unikam.... Całkiem nam chyba razem dobrze - ale przy moich uwarunkowaniach życiowych stałego kota, jeszcze do tego starszego, mieć nie bardzo powinnam (a może i nikt z forum by mi kota na DS nie dał...

) Ale Lizka nie robi wrażenia żeby się gdziekolwiek wybierała. Gdzie się niby ma wybierać kot który się pozwala pogłaskać jednej osobie i sporadycznie drugiej, a innym, nawet już znanym - nie, i do tego z dewizą życiową
"mam broń i nie zawaham się jej użyć"? Skoro jest tyle miziastych i nakolankowych do wzięcia?... I skoro jest u mnie już rok, a na poprzednią stratę domu reakcja była jaka była?....
Tak że co do moich decyzji - o umowę adopcyjną wciąż jeszcze nie proszę. A z drugiej strony - zanabyłam dla Lizki duży drapak. Tymczasowym kotom nie kupuje się raczej dużych drapaków.........

Tak więc Lizidełko mieszka plus ewentualnie podróżuje z dużą do "drugiego domu". Podróżnik z niej świetny (odpukać!!!) - układa się w swoim otwartym pudle na przednim siedzeniu (w szelkach i przywiązana smyczą do zagłówka, ale niech mnie lepiej policja nie zatrzymuje do kontroli....

... bo bym im musiała tłumaczyć że to jedyny sposób na MOJĄ komfortową podróż...) - i... nie ma kota. Leży, drzemie.... I jedziemy
Przyzwyczajenie do podróży zobaczyłam szczególnie ostatnio

We wtorek wybrałyśmy się do Pani Doktor coby obciąć kotu pazurrry (niestety nadal nie dostałam kociego przyzwolenia na wykonanie tego osobiście

). Kot zapakowany w pudle do autka po częściowym odkryciu pudła ułożył się elegancko do podróży, jedna łapka podwinięta, druga wyciągnięta... Zajechałyśmy pod lecznicę, leży dalej... No, niedobra duża wyniosła, zabrała do gabinetu, pobano się trochę oczywiście... Wróciłyśmy do domu. Odkryłam pudło - a ona jak nigdy usiadła i się rozgląda ze zdziwieniem. I takie protestujące, zdziwione, wyrażnie pytające miau.
Gdzie ty mnie przywiozłaś, przecież miałyśmy jechać? 
I tak siedzi. Wysadziłam z pudła. Wskoczyła z powrotem, wyskoczyła... Obejrzała dokładnie gdzie jest... Nooo, po jakimś czasie zaakceptowała że to ten sam dom z powrotem...

I parę fotek kluski Lizki z różnych perspektyw i w różnych domach
duża robi generalne porządki, trzeba to wykorzystać

(tak btw - znalazła sobie wtedy również świetną zabawę - taki "szczur" z herbaty wyciągnięty z kosza fajnie się daje ganiać po gołej podłodze....

)
naleśnik:
z góry jestem całkiem ściupła. A poza tym to za tymi drzwiami coś jest i ta druga, ta co tu stale mieszka i na mnie syczy, może tam chodzić a ja nie
- czyli wartujemy pod drzwiami do sieni


i perspektywa boczna & chodzenie "po żyrandolach"

Pozdrawiamy
