A tam jeszcze nieszczęściem i tęsknota czuć.I samotnością, brakiem swego domu...
Ale dzis już wróciło wszystko do normy. Daszek spał nockę cała na podusi obok (TZ w pracy)a rano memlał sie tak,że cały był mokry.Jak tak sie dokładnie myje, to zaraz mysle,że wraca świerzb. Wolę jak capi od niego

Blady świt był, ale nie dało rady leżeć. Wstawiłam pranie pilnujac by Jas nie wlazł. Ale leżeli sobie z Daszkiem na fotelu w pozie swobodnej i poplatani strasznie.Jednak foty nie dało rady zrobic, bo jak poleciałam po aparat to za duzo szumu narobiłam.Ciekawośc przygnała ich za mna. Daszek dzielnie pomagał w gotowaniu zupy, łapka sprawdzał ,pod łyche podchodził ,do garów zagladał.I głowinę do buziaków nadstawiał. I tak nauczył sie karcaco gruchać.
A w między czasie Rudolf za obgryzanie TŻ-towych kości sie wziął. Po praniu Jas wskoczył do bębna, rozwalił sie i nie pozwolił Daszkowi nawet nosa wsadzić. Biedak łapkami przednimi sie pchał, tylnymi przebierał i tak proszaco patrzył.Dostał w promocji wylizanie pysia.
