
Od rana wszystko nie tak idzie.
A takie miałam ambitne plany, żeby choć minimalnie chałupę ogarnąć

A, zmienię se firanki w kuchni na nowe i przy okazji przetrę okna i poprawię siatkę.
Przy zdejmowaniu zasłonek spadł mi na łeb drążek

Poleciałam do sklepu, bo mi wyszedł płyn do szyb, a i w lodówce światło.
Karta nie działa. Rano nią płaciłam u weta, teraz nie działa - czip konkretnie.
Ani zbliżeniowo, ani w czytniku, ani nic - głucha cisza.
Poleciałam do domu sprawdzając po drodze w innym sklepie, czy druga działa - działa, ufff, przelałam na inne konto.
Przelewy natychmiastowe - wspaniały wynalazek

Wracam do sklepu, kolejka, czekam, płacę, wracam dumnie do domu z płynem - zabieram się za okna.
Ciemno cusik się zrobiło - a to burza idzie

No ale co tam, tylko przetrzeć chciałam - głównie ślady po nosach od środka.
Walczę

Płyn się zepsuł wypadając mi z ręki i zalewając pół kuchni - spierdzielony gwint od psikadła

Wieszam nowe zasłonki prosto wyjęte z pralki, bo trochę swoje odleżały i wymięte.
Za krótkie

O ja głupia ci*a - nie przymierzyłam przed praniem, na ile taśma marszcząca skrócona

Rozplątanie supełków na mokro niewykonalne...
No trudno, wieszam jak leci, "później" poprawię, jak wyschnie. Może

Jak sobie pomyślę, że jeszcze przydałoby się odgruzować podłogę, to mi się słabo robi...
