Wczoraj byłam u lekarza tam gdzie zaginęła Bambusia i oczywiście po wizycie nie omieszkałam jej poszukać, stukałam więc do domów z ogrodami i pytałam, niektórzy widzieli taką czarną puchatą ślicznotkę....nie spodziewałam się że mieszka tam tylu kociarzy, jedna pani otworzyła mi informując że ma 5 w tym jednego liliputka znalezionego przez jej dziecko na łące, bobas siedział za bluzką na biuście, ale pocieszny widok, no i tak pochodziłam i nic, ale nie tracę nadziei, będę tam jeździć cały czas....
od wczoraj ochłodzenie nareszcie, koty szczęśliwe, moja mama też, bo nawet do ogródka nie mogła wyjść z chorym sercem...
jutro z babcią idziemy do weta i ze Złotookim....W pracy byłam już z rana, z jedzonkiem, portierzy nazywają mnie "urlopowiczka", to, że na urlopie przyjeżdżam w dzień dzień do pracy
p.s. jednakże pani doktor u której wczoraj byłam zaleciła mi oprócz lekarstw zmianę pracy...