To obiecane zdjęcie ślicznej malej tri, jest już po operacji, rokowania dobre, kciuki potrzebne.
Kicia prześliczna, przemiła, ma z cztery miesiące. Na pewno domowa, podrzucona do stadniny wraz z drugim kociakiem, dziewczyny stadninowe znalazły mu dom.

I to właściwie jedyna dobra wiadomość wczorajszego dnia, poza tym jedna wielka porażka, a właściwie dwie porażki....
Po poludniu telefon - na parkingu Wierzbowa-Uniwersytecka przy figloraju płacze maly kociak, czy nie mam tam kogoś? Mam, akurat pracowałam z kolegą w pobliżu. Rzuciliśmy robotę, zlapaliśmy kontener i whiskasa, lecimy. Ja w nerwach, kolega wściekły.
Pół godziny pełzania pod samochodami, nasłuchiwania - to bardzo ruchliwe miejsce, przy czteropasmowj ulicy
rejon wielu osobom znany z opisów w pewnym wątku, nic nie słychać, nic nie widać, nagabywani ludzie nic nie wiedzą. Parking i warsztaty na zapleczu figloraju, parking w głębi posesji przy hurtowniach - jw... Ponad godzna na próżno.
Koleżanka mieszkająca w sąsiedztwie uczulona, szukała wieczorem szukała rano - nic...
Po pracy po 20-tej wracam do domu, telefon Eli - przy na Łagiewnickiej widziala, jak samochód potrącil kota, widział, jak kot kulał, jak schowal sie do wyczyski kominowej szpitala przy Łagiewnickiej. Ela siedzi przy wyczystce, zastawia ją torbę, by kot nie uciekl, mówi, że zaglądała tam, że kota nie widać, pewnie wlazł glębiej.
Zastawiamy łapkę, niedobrą, taką malo czulą, Ela zostaje, jadę po lepszą lapkę, wracam, łapka pusta - zamknięta.
Kladę się na chodniku, zaglądam w dziurę - widzę tył kota, nawet blisko, Ela musiala nie zauważyć?
Ustalamy - przez kurtkę wyciagam kota za ogon, próbuję zapakować do klatki (trudne, ale nie niemożliwe), Ela zatrzaskuje. Zapakowalam, tylko raz ugryziona, Ela nie zatrzasnęła

.
Gonimy kota wzdłuż bloku, lokalizujemy pod śmietnikiem, obstawiamy klatkami, wymyka się, potem w jakichś krzakach, przychodzą dwa kolejne koty, bialo-bury i czarny, czarny obserwuje nas przez szybę siedząc na masce samochodu. Ela nie może wytrzymać w samochodzie, przepłasza te dwa nowe, przepłasza połamanego pod samochód, przestawiamy klatki, dwa obce wracają, "nasz" zmienia samochód, zanim klatki przestawilyśmy, do jednej złapala się szylkretka. Wiozę do lecznicy, Ela czuwa. Wracam, połamane znów pod innym samochodem, do klatki chce się zapakować pingwin, ale rezygnuje. Siedzimy w samochodzie, drzemię, 3 rano - Ela idzie sprawdzić gdzie połamaniec - nie ma go w klatkach, nie ma pod samochodami - rozpłynął się...
Jedyny rezultat to złapana szylkretka - Ela tam dziś lata, właśnie dzwoniła, że jest i druga, i perspektywa łapania kolejnych kotow - bo bialo-bury i pingwin wyglądały na jajeczne kocury, czarne na młodą damę, szylkretka wiadomo...