» Czw lip 20, 2006 10:49
Może i dobrze, ze zostało to poruszone na forum, spojrzenie innych, ale ostrożnie wydających swoje opinie, bardzo się tu przyda, a zrozumienie Mirki i jej problemów, o których Mirka nie potrafi pisać dość kwieciście i dramatycznie, może poruszy mimo wszystko niejednego, skorego pomóc.
Znam Mirkę nie od dziś i tez próbowałam z nią rozmawiać tak jak Iśka, tyle że prywatnie. Wiem, że Mirki się nie przekona, nigdy nie miałam dość kontrargumentów, a usta mi zamykała zupełnie pytaniem: "a, co, miałam go zostawić tam na pewną śmierć?". Po pewnym czasie stwierdziłam, że Mirka świetnie sobie radzi z nawet z tą ilością, gdyby nie kasa, której zaczyna najbardziej brakować w szczególnych, jak teraz, przypadkach.
Problem Mirki w wyadoptowaniu polega na tym, ze za mało zgłasza się domków, które Mirka może zaakceptować. Wcale mnie to nie dziwię i myślę, że większość na forum tak czuje - po miesiącach przebywania u niej kota, jego leczeniu, pielęgnacji, często oswajaniu, nie łatwo jest oddać kota do domu do którego nie ma przekonania, że kot będzie miał tam lepiej niż u niej..
W zasadzie jej stadko różni się od przeciętnego azylu (zdanego na pomoc z zewnątrz) jedynie mniejszą ilością adopcji, a że są to zwykle koty dorosłe, a więc mało atrakcyjne, często po przebyciu poważnych chorób, co też nie sprzyja adopcjom, to i potencjalnych domów mało.
Myślę, że nie byłoby problemu, gdyby Mirka (tak, jak ja i większość z nas) zatrzymała się na mniejszej ilości kotów i nie brała więcej, ponad swoje możliwości, ale co stało by się z tymi kotami, których by nie wzięła? Na to pytanie niech każdy sam sobie odpowie, a filozofia działania Mirki w moim odczuciu polega na tym, że wprawdzie nie uratuje wszystkich kotów, ale skoro kot w potrzebie stanął na jej drodze, to ona jest od tego, aby mu pomóc... a my spróbujmy tylko czasem jej w tym pomóc.