Do licha chyba trzeba będzie Jolkę załadować w klatkę i dostarczyć do medyka ,/ dobrowolnie nie ma szans / bo się wykończy tym samoleczeniem , nawet nie konsultuje swojego stanu zdrowia z wetką.
Do szpitala powinno się ją położyć , ale skąd upolować co najmniej felczera weterynarza , jako opiekuna zastępczego do jej kotków . Tam dochodzący karmiciel się nie sprawdzi , bo Jola to jednak pełnowartościowy oddział szpitalny dla kocistych z najlepszą obsługą medyczną i u niej większość to trudne i beznadziejne przypadki . Jakby się nie doliczyła po powrocie jednego włoska w kocim ogonie , to zastępczy opiekun na karmę został by przerobiony . Jolka bierze wszystkie kotki , nawet te nie rokujące i robi z nich : zdrowe , doskonale ułożone w wystawowej formie domowe koteczki . To i nie ma w tym nic dziwnego , że stale ma wydatki na leki , do tego dokarmia z połowę populacji Łódzkich dzikich kotów . Praca na trzy etaty dla mistrza survivalu skrzyżowanego z prof.weterynarii do tego mocno zasobnego w kasę .
A to obraz , który kojarzy się z Jolusią . Kotki a nad nimi Jolusia
