Rano wpada babcia przerażona, kotu Złotookiemu, temu którego wzięła z piwnicy do domu, coś się stało z okiem, poleciałyśmy biegiem do kobiety która karmi kicię, tę która miała zapalenie ucha środkowego (kicia jak nie ta, piękne futerko błyszczące, jedyny mankankamnet to przekrzywiona główka i czasem problem z równowagą), wzięłyśmy i poszłyśmy do babci, kot leży obok oka wielki guz, a oko prawie wypłynęło na wierzch...

moim zdaniem ktoś go kopnął, biegiem go do transporterka i do lecznicy,między czasie sms do pani Agi z Kotkowa, która pozwoliła kotka leczyć na fundację, wetka oceniła oko na zbite, więc albo jakiś kopniak, albo auto jak odjeżdżało, ale na mój gust to kopniak, jak nic, kić po kastracji bardzo się zsocjalizował z ludźmi, stał się przylepny i zaczął się przymilnie ocierać ludziom o nogi....
więc pani wet zapuściła krople, dostał antybiotyk o przedłużonym działaniu, lek przeciwbólowy, krople i mamy iść za kilka dni na wizytę kontrolną, mam nadzieję, że będzie dobrze...

powiedziałam babci, żeby nie wypuszczała kicia z domu na razie, potem babcia idzie jeszcze z jedną kicią Zuzią do weta, która jest chora, zasmarkana, nie je, i ciągle śpi, a nawet trochę kuleje,
idę do nich wieczorkiem, umówiłam się z babcią, zaniosę chrupki i spray przeciwpchłom i mam też dwie myszki zabawki i obadam jak sytuacja wygląda...
Reszta kotów wygląda ok, najedzone, błyszczące, wylegujące się w różnych miejscach domu...
potem pojadę też nakarmić kicie pracowe, a zaraz wstawię jeszcze fanty na bazarek...