wczorajsza popołudniowo-wieczorna łapanka nie obyła się bez dodatkowych atrakcji. Po pierwsze padało, po drugie był mecz, co spowodowało, że nagle zrobił się ogromny ruch a po trzecie znowu pojawili się panowie pilnujący swoich kotów za wszelką cenę, po czwarte siadł mi akumulator przez co biedna Gośka została wyrwana z wanny i przyjechała nas ratować.
Mecz nam w sumie pomógł, bo na podwórko zjechało się pełno aut i zanim panowie się zorientowali, w którym jesteśmy my, złapaliśmy jedno biało-bure coś.
Po wielu próbach udało nam się zakamuflować klatkę w schowku, w którym przebywa Gruba, dwa razy weszła do klatki nie uruchamiając zapadki, potem jednak panowie odnaleźli klatkę i przechadzali się co chwilę przepędzając koty

Nie dociera do nich nic. Gruba jest na prawdę gruba, może urodzić w każdej chwili. Tam nie ma warunków na kocięta, jej schowek jest zaraz przy ulicy, dość ruchliwej niestety.
Zostawiłabym klatkę na noc, ale jak już ja odkryli to niestety plan legł w gruzach.
Potem okazało się, że owszem, wszystko mamy dograne, złapanego kota mieliśmy odwieść do Wiedźmy, stamtąd Gośka miała go dziś odebrać i zawieść do Futrzaka, niestety nasz akumulator powiedział dobranoc i na tym skończyły się plany.
Ostatnia deska ratunku w postaci Gośki przyjechała więc po kota i już szczęśliwa odjeżdżała, kiedy podeszłam do klatki w schowku, patrzę i oczom nie wierzę, złapała się córeczka Grubej!
Samej Grubej jednak nie było.
Po południu idę na zwiady, spróbuję pogadać z panem pracującym w sklepie, może tez będzie sensowniejszy i pomoże.
A teraz gorsze wieści: klatka jest u Wiedźmy, nie mam jak po nią jechać, nie mam też jak odwieść koty jeśli się złapie. Jest strasznie mało czasu
