Aaa, Sylwia, pliz, zaklep mi jeszcze 2 sztuki, ok? Bo trzeba jeszcze ich brata sprawdzić i potem powtórka i mi braknie.
Mimw - trzeba założyć że wszystkie przygarniane to mają, tylko jak nie ma dużej inwazji, kot jest zdrowy, silny, bez objawów itp, to się nie przejmować. Wszystkie ssaki mają jakieś pasożyty wewnętrzne, Ty pewnie też
A leczyć bez potrzeby nie ma sensu, bo to często skazane na niepowodzenie, a tylko zatruwamy kota kolejnymi lekami - oczywiście weci nie muszą się z tym zgodzić

Standardowo daje się metronidazol, a to syf straszny, nawet w Niemczech zaprzestano ostatnio produkcji, mimo ze ich wersja bezpieczniejsza od polskiej. Ew. duża dawka odpowiedniego odrobaczacza, co w przypadku maluchów też może się nieciekawie skończyć.
Lamblie ujawniają się przy spadku odporności - nasza Piratka np: u nas kilka miesięcy spokoju, po przeprowadzce do Brakish od razu miała objawy.
Moje kociaki miały kk. Wyleczony, tydzień spokoju, potem nawrót, od piątku sraczka i wymioty.
Najpierw zwaliłam na upał, potem na pp (nie zdążą się przeterminować, Sylwuś

), i dopiero wczoraj rzutem na taśmę przed wyjściem do weta zbadałam te lamblie - bardziej by wykluczyć kolejną możliwość i zawęzić lekarzowi pole poszukiwań, bo nie pasowało mi to.
Podejrzewam, że kk osłabił kociaki, pasożyty dały o sobie znać, a ponieważ lamblie również zmniejszają odporność to stąd nawrót herpsa. I tak w kółko

Ale schemat leczenia jest, chyba sensowny.
Po pierwszej dawce fenbendazolu nie tylko kupy lepsze ale i oczy

(Bo brak wymiotów to już cerenia)
I w odpowiedzi na pierwsze plotki, które się już pojawiły: ta wetka od odrobaczania to nie nasza, my tam nie chodzimy. Maluśkiewicz był u znajomej, bo jak na ironię, ze względu na mniejsze zakocenie miał tam być bezpieczniejszy