Dzisiejszy dzień to znów masakra...
Wczoraj późnym wieczorem zadzwoniła p. Maria , że złapały kotkę do sterylizacji na Piłsudskiego. Powiedziałam pani, żeby wstawiła kotkę w transporterze do łazenki czy jakiegoś innego pomieszczenia, że rano przyjadę i zawiozę kotkę na sterylizację.
Na to p. Maria, że to nie jest dzika kotka, że na pewno ktoś ja wyrzucił z domu i czy wezmę ją na tymczas, no to mówię, że jeżeli kotka nie jest dzika według niej to niech ją wypuści w pokoju i jutro zobaczymy co dalej.
Przyjechałam dziś rano, kotka siedziała wciśnięta pod komodę, przy próbach wycignięcia i potem zapędzenia jej do kontenerka skakała po oknie, po ścianach... powiedziałam pani Marii kategorycznie, że nie wezmę tej kotki na tymczas, bo to jest kotka do wypuszczenia a nie do adopcji, zawiozłyśmy ją do weta.
Oczywiście p. Maria wymyśla teraz, że to nie jest kotka z tamtąd, że wcześniej jej nie było, że na pewno jest domowa i ktoś ją wyrzucił, uważam, że to nie prawda, 11 listopada jak byłam na tym podwórku widziałam tą kotkę i nie wyglądała na zagubioną w sytuacji.
Oczywiście ja wypuszczę tą kotkę jutro lub pojutrze, ale p. Maria znów marudzi, że mam jej dać tą kotkę, że ona ją będzie trzymać, ale ja się obawiam, że to się skończy tak jak z poprzednią, która jest dzika i jest u mnie bo u p. Marii sobie zkłuła oko.
Pani Maria twierdzi, że sensowne jest trzymanie dzikich kotów przez zimę i wypuszczanie ich na wiosnę

, tłumaczę jej że w ten sposób robi kotom krzywdę, że jak są przyzwyczajone żyć na dworze to sobie poradzą.
A co do poprzedniej kotki, ma nadal spuchnięte spojówki, byłyśmy dziś na kontroli u weta, wet kazał jeszcze tydzień zakrapiać oko, p. Maria sobie ubzdurała, że wet źle leczy i że trzeba iść na konsultacje do dr. Pikiela, i pyta czy Viva za to zapłaci

, powiedziałam, że absolutnie nie, że jeśli pani ma takie życzenie aby kotkę konsultować u Pikiela, to musi sama za to zapłacić. Była zawiedziona, ale umówiła nas dziś na 19.15 do Pikiela, powiedziała że za to zapłaci.
Powiedziałam, że to tylko na jej życzenie (czego dziś żałuję) nie wypuściłam kotki 2 dni po sterylizacji, i że to u niej kotka sobie oko zakłuła i że nie będziemy płacić za to leczenie kotki, że dość, że ja trzymam teraz tą kotkę w domu, i tak mam dość kłopotów przez to.
Mam dość!
A potem byłam tam gdzie jest rudasek i 2 szylki, właściciel posesji powiedział, że zapłaci za jedną sterylizację - za sterylizację matki kocicy, ponieważ koty boją się mnie tak bardzo, że nie podchodzą, zostawiłam mu klatkę łapkę i powiedziałam niech łapie i jak coś złpaie to niech dzwoni do mnie, najpierw złapał się mały rudasek, on jest prawie niewidomy (ma oba oczka uszkodzone po kk lub chlamydiozie), co miałam zrobić - kazać mu wypuścić?
Powiedziałm, żeby przywiózł, kotek najpierw zachowywał się b. spokojnie, zwiódł nas trochę nie zachowaliśmy należytej ostrożności przy przekładaniu do transporterka i kotek mnie ugryzł a pana podrapał, ale potem był już spokojny, już go miałam w rękach i nie szalał - nie wiem czy jest sparaliżowany strachem, czy dziki, zobaczymy, ale prawie niewidomy ma nikłe szanse na dworze - nie mogłam postąpic inaczej - muszę dać mu chociaż szansę.
Potem złapała się szylka - ma 4 mies., też kazałam przywieźć

, wygląda na bardziej bojową, ale zobaczymy, najwyżej wysterylizuję i wypuszczę.