» Śro lip 22, 2009 13:07
Jarek,znasz temat i wiesz,że pisałam,że on kocha koty na swój sposób.Nie krzywdzi ich,ale nie ma karmy,nie pozwala ich zabrać.Próbowałam z nim rozmawiać,był grzeczny,pozwolił mi wchodzić na podwórko,ale kiedy zaczęłam coś mówić o kotkach w ciąży,od razu była riposta,że to sprawa gospodarza,czyli jego.Tyle.Koty przeżywają,ale tylko młode,silne osobniki i stado znów się odradza.Porównaj zdjęcia,to są zupełnie inne koty.Zauważyłam też,że te chore nie podchodzą do misek,bo są odganiane,a potem to jakby same czuły,że im się nie należy,bo trzeba dać szansę silniejszym.Przyznaję,że teraz było lepiej niż w roku ubiegłym,mniej jest kotów,bo jeszcze się nie urodziły maluszki,bo kilka jednak zostało wywiezionych i dlatego jest szansa,żeby zrobić z tym porządek.To odizolowany dość teren.Wiem,że w Helu nie miałoby to szans,tam w samym porcie kilkadziesiąt kotów,jak nie więcej.Przeraża mnie nastawienie miejscowych,nie wolno kotów karmić,ani leczyć,nic.Ma być naturalna selekcja.Tego nie zmieni się tak szybko.Młody Kaszub,rybak patrzył na mnie ze złością,kiedy dawałam im jeść i głośno mówił,żebym usłyszała,że on to by je powybijał,że u niego na podwórku nie ma żadnego.Powtórzył to,ale nie ośmielił się mi zwrócić uwagi.
Te koty z Helskiej są miłe,dają się głaskać,inne np.te z Żeglarskiej są dzikawe.Prawdę jednak mówiąc takie śliczne,,że napatrzeć się nie mogłam.Turystka z Poznania miała zabrać jednego maluszka,białego z czarnym ogonkiem.Może i inne ktoś zabierze? Małe są,to pewno do oswojenia.A ta zjawiskowa syberyjska szylkrecia?
Półwysep Helski to fajne miejsce na wakacje,ale bywa tam trudno nie tylko zwierzętom.Zachorowałam,potrzebowałam lekarza.Najbliższy szpital w Pucku.To kawał drogi,ja jednak mogłam pojechać,ale tylko tam też jest wet i jak wieźć tam koty pociągiem?Jak je złapać?Jak wejść na cudzą posesję?Można liczyć tylko na pomoc p.Bożeny.Od niej też wiem,co się dzieje poza sezonem.
Jarek,skoro tam jeździsz,pisz,co się dzieje,zrób fotki,dobrze?Jest iskierka nadziei,że da się coś zrobić.P.Bożena karmiłaby koty,ale nie ma czym.Tam wybór żaden i strasznie drogo,puszka whiskasa 4.50,w dodatku jest tylko w jednym sklepie.No i aro po 2.10.Z wypraw do Jastarni i Władysławowa wracałam obładowana puszkami,bo trochę mogłam oszczędzić.Jedna puszka nie wystarczała dla siedmiu kotów,a jeszcze te na Żeglarskiej?
Zrozumcie,staram się zajmować kotami w Stalowej Woli,bo tu mieszkam.Nie pomagam kotom z Krakowa,Łodzi...itd z oczywistych względów,ale te z Kuźnicy też są trochę moje,bo je poznałam,głaskałam...itd.Nie mogę pozostać obojętna na ich los.