Dokładnie tak. Tzn. z jednym "ale". Kot ma za małe, mikre nerki, zwłaszcza jedną. Z tym, że wyglądają zdrowo. Chyba się taki urodził.
Wyniki biochemii będę miała jutro. Na morfologię nie dało już się utoczyć krwi.
Kot do podróży jest złoty, siedzi sobie w kontenerku, rozgląda się, jakby w życiu nic innego nie robił. U weta było już trochę "weselej"

. Tzn. na początku też nie było źle. Pozwolił sobie obejrzeć ząbki, uszka, nie za bardzo protestował na podgolenie i posmarowaniem żelem brzuszka. Pozwolił sobie, lekko tylko posykując, obejrzeć nereczki, ale w pewnym momencie uznał widocznie, że dość tego dobrego . Obcy ludzie dobrali się do kota, wyrabiają nie wiadomo co, jaki porządny kot to zniesie

. W pewnym momencie wyrwał mi się (nie całkiem, wet trzymał tylne łapy, a wetka jeździła końcówką po brzuszku) i użarł mnie poprawiając pazurami - no cóż, mam na ręku pamiątkę. Za to dezynfekcja była na miejscu od razu

. Pobieranie krwi wyglądało już tak, że wet trzymał za skórę na karku, dziewczyna technik jakoś od boku, mnie jako rannej kazali odsunąć się. A wetka pobierałas krew w rytm potwornych złorzeczeń i przekleństw rzucanych przez pana kota urażonego w swej męskiej dumie. w końcu wetka też została z lekka uszkodzona, ale mniej, niż ja.
Ale potem uznaliśmy w sumie, że kot i tak mało problemowy. On może z raz w życiu był u weta (no, kastrowany był), trafił tam nagle z samymi obcymi ludźmi, przecież mnie też nie znał. I tak długo wytrzymał spokojnie. W transporterku też się zaraz uspokoił. I wracał spokojniutki i łagodniutki. Oddałam go w ręce znajomej, bo jego "opiekunów" wolę nie widzieć. Znajoma, sąsiadka zza ściany, chyba nie chce całkowicie z nimi zerwać, a ja bym mogła nie zdzierżyć i być raczej niegrzeczna
Beliowen, wyślę Ci na pw opis USG.