Wróciłam

Tak...prawie wróciłam, bo wzięłam kota i siedzę z nią w innej wsi, oddalonej 15km od Poznania.
Zaraz zasypię Was zdjęciami niekocimi, ale mam nadzieję, że będą się podobać. Na początku kilka słów wyjaśnienia, gdzie podziewałam się przez ostatnie dni. Otóż byłam w Nowym Dworze, wsi oddalonej ok. 70km od mojego miasta. Z ciekawostek

to niedaleko stąd kręcili kilka scen Pana Tadeusza. Okolica jest pięęękna. Pola i lasy i pola, i jeziora. I można tu zostać i już nie wracać. Ludzie, u których byłam, mieli 4 koni. Na dwóch z nich, jeździłam, w tym jeden (ten siwy) dość kłopotliwy był.
Oprócz tych jakże przyjemnych stworzeń w domu były jeszcze 2 dzieciaki 4 i 5 letnie, w tym to młodsze bardzo żywiołowe i lekko rozpuszczone. Jakby tego było mało prawie codziennie przychodziły dzieci sąsiedzkie, sztuk 3, równie żywiołowe, i często było także jeszcze jedno dodatkowe dziecko 2 letnie... Jakby robiły za mało hałasu to non stop były włączone telewizory, w ilości 2-3. Dla mnie, nie oglądającej telewizji od łohoho albo i jeszcze trochę była to istna katorga. A jeszcze większą udręką mego serca był fakt, że w domu tym nie była prowadzona segregacja śmieci.... W najgorszych chwilach uciekając przed stadem wyjących szczerbaczy czytałam książki. Tym sposobem w ciągu 2 tygodni przeczytałam ich 5 i trochę. I wyrobiłam sobie średnią krajową na najbliższe 3 lata
Mieszkały tam również dwa psy:
Pewnego pięknego dnia poszłam z Alkiem (jedno jedyne dziecko tych ludzi w moim wieku) i nowofundlandem przez pola na stację benzynową. Pies szedł bez smyczy i się oddalał...i oddalał, a przybliżała się taka chmura czarna i wielka. Alek zaczął gonić psa, ja przyspieszyłam kroku. W połowie drogi zaczęło kropić. Ich już nie było widać na horyzoncie. Podreptałam do najbliższego drzewa, oni przebiegli przez ulice, w międzyczasie zaczęło lać (może w innych warunkach bardzo cieszyłabym się z tego deszczu po 2 miesięcznej suszy

) Zmokłam dość znacznie, zaczęło grzmieć, i błyskać. I takie ładne pioruny były. Miałam widok na pole i po kilku minutach trwania burzy zauważyłam na horyzoncie dwa biegające stworzenia, oddalone od siebie, na przodzie niższe, z tyłu wyższe. I właśnie wtedy wybuchnęłam śmiechem, jak zawsze to czynię w momentach, gdy powinnam raczej martwić się o bezpieczeństwo. Ale czy gonienie psa na polu w czasie burzy, albo stanie pod drzewem także gdy w okół burza szaleje nie jest komiczne?
Po długiej pogonie pies się dał dorwać. Po burzy zmokłam jeszcze trochę biegnąć do domu przez mokre zboże. Wszyscy przeżyli
Już kończę te moje dość nudne bazgroły. Na koniec wstawiam jeszcze kilka zdjęć. Takie widoki miałam po wyjściu z domu:
