Nordstjerna, no nie znaczy to, że nie miewam załamek albo ze zmęczenia nie padam na pysk w ubraniu i zasypiam ze ścierą w ręce. Ale kiedy indziej do snu przygrywa mi taka wielka orkiestra na instrumenty mruczane, to wtedy wiem, że warto żyć dla takich chwil.
Co szczepień, to tak, weż pod uwagę, że jak biorę chorego, czy rannego kota, to nie mogę go szczepic na wejściu. Wymaga wyleczenia, kwarantanny, itp.
Z rezydentów jest np. Feluś z chronicznym zapaleniem zatok. Nie szczpiony, bo nie może być. Przypadek nieuleczalny. Byłam juz wszędzie, robiłam chyba wszystko co możliwe. Wszystko na nic. Weci powiedzieli, że to zastarzała sprawa i nie rokuje na poprawę, to stary kot. Jest u mnie ok 8 lat ale szczęśliwie niczego nie złapał.
Moja ukochana, pierwsza kotka ma limfocytarne zapalenie jelit i padaczkę. W przeszłości regularnie szczepiona, teraz to niemożliwe.
Co do finansów, to temat rzeka. Bywa ciężko. Finanse to nieustanne ćwiczenia fizyczne i umysłowe.
Fizyczne, bo jak jest okazja, to trzeba zgromadzić zapas karmy, zwalić do piwnicy. Umysłowe, bo stale kombinuję co, gdzie, ile. Przez lata obrosłam w system układów, wzajemnych przysług, okazji, itp. Np. od zaprzyjaźnionych domów dostaję nieraz cynk o możliwości zakupu dobrej karmy na granicy terminu ważności po atrakcyjnej cenie. Ktoś życzliwy umożliwił mi zakup szczepionek po hurtowych cenach. W pobliskim mięsnym, w zamian za pewne przysługi pani sprzedaje mi pełnowartościowe świeże mięso, które się danego dnia nie sprzedało, za pół ceny. itd., itp.
Wetów mam oddalonych o 5 min drogi pieszo. Są bardzo pomocni w leczeniu (czasem na kreskę), w adopcjach.
Kurka wodna, mialo nie być o mnie!




Amelki już nie ma...