» Sob maja 24, 2008 21:35
Kotka została "przejęta" przez pracowników hotelu, którzy się nią zajmowali dotychczas. Zamknięta w ciepłym pomieszczeniu, ma kuwetkę, spokój i dobre jedzenie. Nie omieszkam przeprowadzić kontroli.
Wymusiłam niedawanie mleka i sterylizację, gdy tylko kocięta zostaną podchowane. Muszę uzgodnić jeszcze jakiś rozsądny termin (nie sądzę, by akurat tego dopilnowali). Szef całego interesu zajmie się adopcją kociąt (z nim z kolei trzeba pogadać na temat rozsądnego terminu - ciągle zdarzają się osoby, które chcą "maksimum dwutygodniowego koteczka", a nie sądzę, żeby był szczególnie świadomy przebiegu rozwoju kociąt).
Dobrze, że wzięli za kotkę odpowiedzialność. Cieszy mnie to. Poza tym nie czeka mnie przykry obowiązek zanoszenia kociąt do uśpienia.
Nie chciałabym, by takie sytuacje powtarzały się w nieskończoność. Cały wczorajszy i dzisiejszy dzień o tym myślałam.
Trudne jest to, że nie jesteśmy w stanie równo traktować wszystkich kotów. Że przypadek decyduje o losie tak kociaka jak i dorosłego kota. Wałeczki, które wzięłam do siebie, do łazienki, miały przecież dopiero parę godzin. Patrząc na tą sprawę z punktu widzenia całej kociej populacji, najrozsądniejszym posunięciem byłoby ich uśpienie i natychmiastowe wysterylizowanie Mimbli. Kolejne kocięta, które się pojawiają - jak te, których mamy nie zdąrzyłam zawieść na zabieg - nie mają takiej szansy jak Wałeczki. Nie mogę wziać kolejnych kotów do łazienki. Kolejne 5 urodzonych już kociąt (swoją drogą 3 są dziećmi bezskutecznie łapanej przeze mnie i Luelkę zupełnie dzikiej kotki) czeka "w kolejce", aż któraś z nas będzie mogła je wziąć do łazienki. To nie są już ślepe mioty.
Wszystkie koty są tak samo ważne, tak samo cierpią, tak samo potrafią być szczęśliwe. Ciężko się sobie przyznać do tego, że działa sie niesprawiedliwie. Choćby z konieczności. Nie ma jednak innego wyjścia.
Koniec z sianiem defetyzmu. Mam nadzieję, że moja cholernie smutna refleksja da komuś - paradoksalnie - pozytywnego kopa. Ciachać, ciachać, ciachać!!!