Melduje się domek Lemurka. Zanim opiszę resztą pytam się Was wszystkie:
KTO MI TUTAJ PRZYSłAł MAłEGO CHULIGANA, przyznać się proszę bez bicia??????
W każdym razie koteczki (Lemur i rudy Kropek - do alessandry) zjawiły się co najmniej o godzinę wcześniej niż było przez nas wyliczone, a to dlatego, że Wrocław nie był zakorkowany- wyjątkowo chyba.
Odebrałyśmy z alessandrą kociaki i "przepakowałyśmy" do naszych kontenerków. Kotuchy przez całą drogę z Łodzi były bardzo grzeczne i nie było ich wcale słychać.
Lemurek nic po drodze nie zrobił i generalnie Pan kierowca miał tutaj ogromne szczęście w tym względzie. Ale tylko jak znalazł się już w swoim kontenerku chłopak "ze szczęścia, że w domku?" obsrał pół kontenerka i w to usiadł. TŻ jak nas zawiózł do domu to pojechał na przejażdżkę z otwartymi szybami, żeby auto wywietrzyć

.
Więc mimo tego, że nie chciałam go stresować wsadziłam do kabiny i mały prysznic się odbył. Ale kicek grzeczny był, potem wytarliśmy się, a potem to już wszystkie kosteczki mu było widać taka chudzinka z niego.
W pokoju, w którym chcieliśmy go przetrzymać przez kilka dni poczuł się od razu jak u siebie. Wlazł do szafy, na łóżko, przegalopował po mojej mamie (bo to jej pokój). Kurczaczka wtrząchnął, chrupaczki też i popił to wodą. Do kuwetki wszedł i chyba badał miękkość żwirku, bo zaraz wyszedł.
A potem stwierdził, że guzik, ale on w pokoju zamkniętym nie będzie siedział i skończyło się na tym, że obecnie moje dwie kocice siedzą zamknięte w pokojach, a pan kot łazi sobie po kuchni, pokoju, łazience i przedpokoju

. Wiadomo boi się jeszcze i ucieka na każdy gwałtowniejszy ruch, ale spryciarz z niego nieziemski. Dobija się też od czasu do czasu do pokoi koteczek, bo on tam chce wejść!
Na jutro jesteśmy umówieni na wizytę domową z naszą panią doktor, bo musimy te okropne problemy żołądkowo-jelitowe szybko wyeliminować, bo utuczyć się troszeczkę.
Aha, na chwilę obecną kocio zwiedził już piekarnik od wewnątrz i właśnie wyszedł z szafki pod zlewem, a na drapaku to wyżywa się za wszystkie kocie czasy.
