Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sty 12, 2013 21:25 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

HCT - 24,7 norma od 27, w najgorszym czasie było 19%
rozmaz - są jeszcze bakterie na powierzchni erytrocytów,
u nas zaczęło się od objawów niewydolności nerek, zrobiliśmy parametry nerkowe też, i Kreatynina 1,8 ale BUN: 54,
wcześniej było 42,
antybiotyk przedłożony o tydzień,
ile czasu leczyłaś FIA u swojej koteczki?

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Sob sty 12, 2013 23:53 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

U Thalii nie zdiagnozowano FIA od razu. Podejrzewano na poczatku niewydolność serca ze wzgledu na słyszalne szmery. Najpierw była diagnozowana i "leczona" w ciemno (kroplówki, nakłuwania brzuszka bo było wodobrzusze). Potem w końcu pobrano wymazy z krwi i zrobiono morfologię. Gdy wet zobaczył wyniki (erytocyty 600 tys a norma u młodych kotów nawet 10 mln) usiadł z wrażenia. W kazdym razie najpierw leczona była chyba 3 tygodnie i potem po tygodniu przerwy jeszcze 3 tygodnie. Nie pamiętam tak dokładnie - to było 5 lat temu ... W kazdym razie konkretne leczenie na FIA trwało ze 2 miesiące. Parametry nerkowe i watrobowe też nie były w porządku ale to było efektem FIA. Potem, po leczeniu, stopniowo wszystkie wyniki znalazły sie (bo nie napisze wróciły bo Thalia od poczatku nie miała ich w normie)w granicach normy.
Ponieważ Thaliszcze moje kochane bało się jak ognia wetów (trudno się dziwić po 2 miesiącach codziennych wizyt w lecznicy, co wiązało sie z kroplówkami i nakłuciami brzuszka, a potem wizyt co 3-7 dni przez kolejne 3 m-ce), po koniecznych kontrolach i upewnieniu się, ze juz jest zdrowa jak ryba, przestałam z nią odwiedzać lecznice. O przepraszam - miała jeszcze sterylkę. Sam zabieg przeszła ok ale anestezja trzymała ją na haju przez 24 h - kociszcze nie spało przez całą dobę, bylo agresywne, atakowało dywan, fuczało na mnie.
No i przez 2 lata nie byłam z nia u weta. Nie chciałam jej narażac na stres bo każdą wizytę przeżywała katastrofalnie (nie wiem jak bardziej to wyrazić, po prostu jakby Thalia umierała za kazdym razem gdy szła na wizytę do lecznicy). No i nawet nie miałam powodu - szalała, miała apetyt, wyglądała pieknie... aż do dnia gdy wyczułam guzy po obu stronach kręgosłupa... :(
Pojechałam z nia do wetki, ktora ją uratowała z FIA ale niestety tym razem się nie udało :( Chemia tylko wszytsko pogorszyła. W ciagu 5 dni Thaliszcze pogorszyło sie bardzo...bardzo... Nie mogła siusiac, nie mogła jeść, nie miała praktycznie sił i już nas chyba nie poznawała. Jej organizm był zatruty mocznikiem... Umarła na stole u weterynarza. Moja mama, którą Thalia sobie ukochała najbardziej była z nia cały czas. Tato również tam był z nimi. Ja stchórzyłam - kochałam tą kocicę i nie byłam w stanie pojechać. Załuję teraz bo ją zawiodłam. Rodzice mówią, że gdy Mała dostała zastrzyk (taki znieczulająco-rozluźniający przed tym ostatnim) jakby jej ulżyło i zaczęla w spokoju sama zasypiać.
POtem rodzice Thalię przywieźli i już sama jej wyciągnęłam wenflon z łapki, ułozyłam ją ładnie w pudełku, przykryłam i pochowałam w ogrodzie. Posadziłam na jej grobie dwa krzaki dzikich róż (bo ona trochę taki dzikus była). Pięknie Thalia rosnie i pachnie...
Przepraszam Cię, ze tak popisałam trochę nie na temat ale do tej pory jest mi żal... Bo popełniłam tyle błędów i mam tyle wątpliwości. Mogłam wcześniej wyczuc te guzy. Mogłam ją sprawdzać na wizytach u weta. Tylko znów ten stres dla niej. Może wcześniej guzy byłyby operacyjne. A może operacja tylko pogorszylaby jej jakość życia a i tak skończyłoby się tak samo. Moze ta chemia była zbyt agresywna. Może gdybym nie dała jej chemii to pozyłaby dłużej i lepiej. Nie wiem i nie dowiem się. Wiem jedno - powinnam była pojechać z nią i być tam dla niej w ostatnich minutach jej zycia. Zawiodłam ją, stchórzyłam.
Pierwszy raz to opisałam... i do tej pory boli mnie jej strata. Miała zaledwie 3 lata. Pocieszam sie tylko tym, że miała nieco ponad 2 lata bez stresu, bez wizyt u weta .. i była szczęśliwym kotem...
pozdrawiam,
ogocha
Obrazek
Chałwa, Kitel i Thalia ['] na zawsze ze mną

ogocha

 
Posty: 1309
Od: Wto sie 07, 2007 22:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie sty 13, 2013 0:41 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

zaznaczam

margoth82

 
Posty: 1409
Od: Pon lut 15, 2010 21:10

Post » Pt sty 18, 2013 14:46 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Ogocha, moja Conchitka nigdy nie chorowała (raz przejściowe kłopoty z pęcherzem), przez 9 lat nie brała leków poza tym jednym jedynym razem, nie miała FelV ani Fiv, a i tak odeszła na chłoniaka.
Na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
Obrazek

Conchita

 
Posty: 3257
Od: Pt wrz 03, 2010 7:44
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt sty 18, 2013 14:57 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Moja Maleńka walczyła z FIA ponad dwa tygodnie od momentu diagnozy (którą sama postawiłam po całych świętach spędzonych w Google - wetki na to nie wpadły); po 10 dniach było już na tyle lepiej, że myślałam, że z tego wyjdzie (zaczęła się bawić, jeść, dziąsła pięknie się zaróżowiły), ale dwa dni później znacznie się pogorszyło i już było tylko gorzej; w sumie walczyła 5 tygodni (ponad 2 tygodnie leczona bezsensownie z powodu błędnych diagnoz, choć badań było mnóstwo), ale przegrała (FeLV dobił osłabiony organizm - FIA + FeLV to za dużo jak na jednego kota - nawet z wielką siłą charakteru i mocno chcącego żyć).
ogocha pisze:gdy Mała dostała zastrzyk (taki znieczulająco-rozluźniający przed tym ostatnim) jakby jej ulżyło i zaczęla w spokoju sama zasypiać.

Moją Maleńką trzymałam do końca w ramionach (Bóg jeden wie jak dużo wysiłku trzeba było, żeby to wytrzymać i być z Maleńką do ostatniej chwili) - też tak się uspokoiła i zasypiała powoli... wyglądała jakby usnęła spokojnym snem po wyczerpującej chorobie (ten ostatni zastrzyk musiał być na stole, ale pozwolono mi Ją cały czas głaskać - nawet jak stanęło serce). Pewnie u Ciebie też tak było i Twoja Maleńka spokojnie odchodziła za tęczowy mostek...
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Pt sty 18, 2013 15:18 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Podziwiam Cię za odwage i siłe - ja stchórzyłam.
Na szczęscie była z Thalią moja Mama (najbardziej ukochana przez Thalię) i Tato. Głaskali ją, przytulali i byli z nią przez cały czas odchodzenia. Potem mi powiedzieli jak to wyglądało - więc przynajmniej wiem, że jej po pierwszym zastrzyku ulżyło i wymęczona chorobą i bólem zaczęła zasypiać... Dopiero drugi zastrzyk pomógł jej odejść, pierwszy dał jej uspokojenie i wyciszenie...
Rodzice powiedzieli też, że nigdy w życiu już więcej nie chcą tego przeżywać.... że było to bardzo trudne...
Tym bardziej chylę przed Tobą czoła...
pozdrawiam,
ogocha
Obrazek
Chałwa, Kitel i Thalia ['] na zawsze ze mną

ogocha

 
Posty: 1309
Od: Wto sie 07, 2007 22:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sty 18, 2013 15:19 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Conchita... z tym, że moja Thalia miała tylko 3 lata w chwili odejścia. To był młodziutki kotek...
pozdrawiam,
ogocha
Obrazek
Chałwa, Kitel i Thalia ['] na zawsze ze mną

ogocha

 
Posty: 1309
Od: Wto sie 07, 2007 22:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt sty 18, 2013 18:24 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Moja Mokate miała 1 roczek - u mnie była tylko 4 miesiące... to jeszcze nawet nie był do końca dorosły kotek :cry:
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Pt sty 18, 2013 19:17 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

a ja jutro znowu robię wyniki dla Brzydulki i mam czarne myśli, że ta FIA to tylko coś oprócz czegoś gorszego

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Pt sty 18, 2013 19:35 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Animus, nawet nie strasz... aczkolwiek z tego, co czytałam, to z samym FIA koty sobie zwykle radzą o ile są w dobrej kondycji, a jeśli sobie nie radzą, to zawsze jest podejrzenie FeLV / FIV. Trzymam kciuki za Brzydulkę :ok: :ok: :ok: nie dajcie się, dziewczyny!
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Pt sty 18, 2013 19:35 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

zapiszę
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55985
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Pt sty 18, 2013 19:58 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

gpolomska pisze:Animus, nawet nie strasz... aczkolwiek z tego, co czytałam, to z samym FIA koty sobie zwykle radzą o ile są w dobrej kondycji, a jeśli sobie nie radzą, to zawsze jest podejrzenie FeLV / FIV. Trzymam kciuki za Brzydulkę :ok: :ok: :ok: nie dajcie się, dziewczyny!


Grażynko, ja robiłam testy od razu, jak się zaczęła niewydolność nerek i testy były negatywne, ale i tak mam schizę,
nie chce nic jeść, a teraz jestem do nocy w pracy i nie mogę jej dogadzać, poza tym convalescence instatnt mi się skończył
i czekam na dostawę

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Pt sty 18, 2013 19:59 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

ona ma teraz rujkę, czytałam, że wtedy też pannica może nie mieć apetytu

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

Post » Pt sty 18, 2013 20:00 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

Mam nadzieję, że będzie dobrze... musi być dobrze :ok: :ok: :ok:
...

czarnekoty123

 
Posty: 4209
Od: Śro wrz 12, 2012 18:34
Lokalizacja: Mysłowice, śląskie

Post » Pt sty 18, 2013 20:16 Re: Hemobartonelloza i jak to się wszystko potoczyło

kochana jesteś!

Animus

 
Posty: 1659
Od: Nie wrz 30, 2012 18:12
Lokalizacja: Mazury

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, puszatek i 40 gości