Witamy po weekendzie
Jestesmy dzis po kolejnej wizycie u wetki, mialysmy sie pokazac dzis lub jutro, ale okazalo sie, ze oczko kici łzawi i troche za czesto kichamy, wiec pojechalysmy dzis. I bardzo dobrze, bo okazuje sie, ze to jest jednak katar i trzeba sie dalej leczyc antybiotykiem - czekaja nas zastrzyki do konca tygodnia. Owszem, wetka dala wybor: podawanie dopyszczne, ale wolalam nie ryzykowac. Z Kotunia sprawa wyglada tak, ze bardzo chetnie daje sie miziac w klatce, ale juz branie na rece nie podoba jej sie za bardzo, spina sie wtedy cala i tylko patrzy, zeby czmychnac do klatki z powrotem. Dawanie tablety bylo wiec ryzykowne, a zastrzyk - no coz, jest wtedy pewnosc, ze zostal podany i robi swoje. I tak bedziemy sie niezle gimnastykowac, bo mamy zakraplac oczko

Co do samego kataru, to juz w ub. tygodniu wetka stwierdzila, ze kicia go ma, prawdopodobnie nalozyly sie dwie rzeczy: ta wlasnie nieszczesna trutka + katar, ktory sie rozwinal w wyniku ogolnego oslabienia organizmu. I jednak tak latwo nie chce sie wyniesc. Trzeba wiec Kotunie konkretnie przeleczyc.
No i w ten sposob nieco odwleka sie sprawa dalszych losow kici - co nie znaczy, ze problemu nie ma
No i wlasnie:
Femka, kojarze watek Malwinki i wiem, ze czasem takie dramatyczne przezycia zmieniaja dzikiego kota. Boje sie tylko, czy to sie sprawdza we wszystkich przypadkach.
Sama mam kotke, ktora byla kiedys kotem wychodzacym, a wlasciwie - zyjacym pod golym niebem i obecnie jest to w 100% domowy kot, ktory drży podczas wynoszenia jej z domu np do weta i nie wykazuje zadnego zainteresowania swiatem zewnetrznym.
Problem tkwi tu przede wszytkim w znalezieniu jej domku albo niezakoconego, albo najwyzej z jednym kotem i do tego z duza doza cierpliwosci, aby ewentualnego rezydenta i Czworcie oswajac ze soba. Mimo to nie ma zadnej gwarancji, ze to oswojenie nastapi. Byly i tutaj przypadki, ze ktos pomimo najlepszych checi musial szukac innego domu nowo wzietemu kotu, gdyz wlasnie nie dalo sie go pogodzic z rezydentem. Nie wiem tez na ile te proludzkie zachowania Czworci sa efektem ogolnego oswojenia wobec czlowieka, a na ile zaufania do nas, konkretnych osob?
No i jest jeszcze inna sprawa: na razie, poki co, kicia siedzi w klatce w piwnicy (na szczescie jest tam w miare cieplo), i na czas leczenia tam zostanie, ale co dalej? Jesli juz bedzie zdrowa, to ilez moze siedziec zdrowy kot w kroliczej klatce?

Przeciaganie tego w nieskonczonosc to bedzie dla niej męka. A do domu niestety zadnego tymczasa wziac nie moge (7 kotow na 37m2, nerkowy Kuba, seniorka Zuza, zagrzybiona Niuńka...). Tak wiec nie wchodzi w gre wylaczenie np jednego pokoju (jak to dawniej bywalo, gdy byly np 3 koty w domu + jakis tymczas). A najchetniej widzialabym ja na stale u siebie i tak mi strasznie przykro, bo serce mowi jedno, a rozum - zupelnie co innego.