» Śro lis 28, 2007 20:35
OK, melduję więc. Najważniejsze: wet podaje, że Złotusia ma ogromne szanse na wyleczenie. (Bo my już myśleliśmy, że trzeba się z nią żegnać na zawsze). Wszystkie Wasze wskazówki się potwierdzają: otwarta rana, przemywanie roztworem nadmanganianu, sączki. Zabiegi 2x dziennie będą (oznacza to m.in. wstawanie o 5 rano, żeby pprzy niej wszystko zrobić). Ma dostać resztę biotraksonu, który przy tym, jak się okazuje, nie działa na bakterie beztlenowe - więc jeszcze doustnie metronidazol (mieliście rację, znowu!) i cefaleksyna (cefaseptin mite czy coś, mam dostać w lecznicy). Ochrona oczka: tobrex i że visidic. Mamy już wszystkie leki i materiały z wyjątkiem tego cefalo..., o który wystaram się pwenie jutro. Złotusia wygląda troszkę niepokojąco z tym wystającym sączkiem i kapiącą krwawą wydzieliną, ale jest dość żwawa - włąśnie przed chwilą myła sobie łapkę i - trochę - pysio.
Na dwa następne zastrzyki biotraksonu idziemy do dotychczasowej lecznicy, resztę zabiegów chyba załatwimy sami...? aż do - mamy nadzieję - szczęśliwego zagojenia...
Bardzo Wam dziękuję za wskazówki - naprawdę ogromnie nam pomogły (zresztą okazały się w 100% trafne). Z USG poczekamy na zakończenie tej afery z ropniem - wet obmacał macicę i nie wykrył ewidentnych problemów, z pęcherzem moczowym też nie. Ale sam USG podpowiadał. I doradził leczenie w domu.
Teraz jesteśmy dobrej myśli - mnie tylko troszkę niepokoją te zabiegi, bo sam specjalizuję się raczej w podawaniu tabletek. Ale Duduś się nie martwi i mówi, że damy radę ze wszystkim. Złotusia jest zresztą niezwykle cierpliwa i pozwala przy sobie manipulować nawet długo - to bardzo dzielna koteczka - niejedno zresztą pewnie musiała przejść, zanim do nas trafiła. Teraz znowu się myje. Bo np. wczoraj tylko leżała, właściwie nieruchomo.
Pozdrawiamy wszystkich w imieniu naszym i Złotusi (która przecież dużo Wam zawdzięcza), Gacusia, Puchacia i Łapinka.