» Pt cze 01, 2007 15:06
Dużo o nas myślałem przez te ostatnie tygodnie, miałem mnóstwo czasu jak wiesz. Leżałem i patrzyłem na nasze okna w dachu...
Maj był piękny, błękitne niebo całymi dniami, czasem od niechcenia przemknęła jakś chmurka. Patrzyłem na nią, odprowadzałem ją wzrokiem i... Nie, nie, nic sobie nie wyobrażałem, po prostu leżałem wspominając Twoje spojrzenie, głos, słowa, czas płynął, za oknami zapadał zmierzch, potem robiło się ciemno, zasypiałem, zapominałem. Ranki przypominały mi Ciebie, bo zawsze pojawiałaś się w niedzielę rano... Pielęgnowałem w sobie cudowne wspomnienie tych niedziel, kiedy przychodziłaś tylko dla mnie, kiedy czułem, że między nami coś się stało, że coś się może jeszcze wydarzy... Próbowałem nie dać się opanować nadziei, wyobraźni, marzeniom.. Bez trudu przywoływałem głos rozsądku, który pomagał mi uchylać się przed Twoim dotykiem, odwracać się od Ciebie, odchodzić w kąt. I dobrze, że byłem taki twardy, bo dni mijały, nic się nie działo, nadal tkwiłem w tym miejscu, choć coś już było inaczej - wiedziałem, że mam miejsce w Twoim sercu, że głaszcząc w domu swoje koty myślisz o mnie, że martwisz się, że nie możesz o mnie zapomnieć.
Potem przyszedł ten dzień kiedy przyjechałaś po Dropsa. Drops czekał, już gotowy do drogi, a Ty stałaś i stałaś przy moim boksie, pokazywałaś mnie TŻ-owi, patrzyliście to na siebie, to na mnie w milczeniu. Potem odeszłaś.
Wtedy się załamałem.
Zrozumiałem, że sama miłość nie wystarczy, chociaż wydawało mi się do tej pory, że pokonuje wszystkie przeszkody, burzy mury, buduje mosty łączące tych, który nie mogą bez siebie żyć. Tak myślałem. Ale już wiem, że sama miłość to za mało, bo są jeszcze zobowiązania, pieniądze, przestrzeń, czas. Są zobowiązania wobec ludzi i innych kotów, pieniądze, których często jest zbyt mało, przestrzeń, na której trudno pomieścić wszystkich, czas którego brakuje. Że czasem od miłości ważniejsze jest poczucie przyzwoitości i obowiązku, które każe pomóc tym, którzy już sobie nie potrafią dłużej sami radzić.
Załamałem się.
Już nie patrzyłem w niebo, na chmury, nie liczyłem promieni słońca wesoło buszujących po naszej kociarni w te słoneczne dni. Ja widziałem tylko niekończącą się noc i nie docierały do mnie żadne dźwięki, zapachy, nic. Rozbolało mnie oko i czułem się bardzo źle... Wiesz o czym myślałem w te dni, bo Ty pomyślałaś o tym samym, gdy zobaczyłaś mnie w tym stanie, widziałem jak się bałaś o mnie, udawałem, że nie widzę jak ocierasz łzy, gdy nie pozwalm Ci się dotykać, nie współczułem Ci, z premedytacją wzbudzałem w Tobie poczucie winy, karmiłem się widokiem Twojej bezsilności. Wiedziałem, że taki mój obraz będzie Ci towarzyszył przez cały następny tydzień, że będziesz cierpieć. Myślałem, że to i tak za mała kara za to, co mnie spotkało. Nieważne, że to nie była Twoja wina, że znalazłem się w tym miejscu, nieważne, że to ktoś inny zawinił, nie Ty, chciałem żebyś chociaż przez chwilę poczuła się jak ja - bezsilna, samotna, pusta. Chyba mi się udało.
Potem znalazłem się w szpitaliku, zajęła się mną nasza doc... Było mi wszystko jedno czy poczuję się lepiej, ale zaopiekowała się mną tak troskliwie, że po kilku dniach poczułem się dużo zdrowszy. Twoją ostatnią wizytę pamiętam jak przez mgłę: mówiłaś coś, że będę miał dom w Warszawie, że tu nie zostanę, że wkrótce mnie zabierzesz, żebym byl cierpliwy, jeszcze kilka dni. Nie obraź się, ale zbyt uważnie Cię nie słuchałem, skupiałem się tylko na przyglądaniu Ci się, prosząc Cię w duchu byś nie odchodziłą zbyt szybko... Gdy poszłaś, zacząłem sobie coś przypominać z tego, co mówiłaś, ale jakoś przez mgłę, niewiele pamiętałem, zasnąłem...
Teraz, kiedy wiem, że przyjedziesz po mnie jutro, leżę i mam wrażenie jakbyś tu była i mówiła do mnie a Twoja opowieść zaczyna się, tak jak moja, od słów: "Dużo o nas myślałam przez te ostatnie tygodnie...". Zastanawiam się, jak będę czuł się w domu, w naszym domu... I obawiam się, że zamiast skakać z radości poczuję się zagubiony, zmęczony, pełen lęku czy nam się uda... Ty to wiesz...
Będziesz siedziała i patrzyła na mnie, a ja na Ciebie, będziemy milczeć zbyt zmęczeni długą rozłąką by co coś powiedzieć. I właściwie wszystko, co było do powiedzenia zostało już chyba powiedziane podczas naszego pierwszego spotkania. I bardzo chciałbym się do Ciebie przytulić, ale obawiam się, że oboje będziemy musieli na to poczekać. Musisz dać mi czas. Może dużo czasu.
Ale wiem, że poczekasz. Wiem, że będziesz cierpliwa.
Wiem.
Agnieszko, bardzo dziękujemy Ci za pomoc i wsparcie, także finansowe. Bardzo nam pomogłaś, kochana. Nawet nie wiesz jak bardzo.
