Dla mnie to też wyglądało na absolutną bezmyślność, szczególnie trzymanie własnych małych kociąt, tych do oddania, na balkonie, kiedy noce są jeszcze bardzo zimne. Ale to taka bezmyślność, której skutki nie różnią się od okrucieństwa. Intencje mogą być - nie powiem: dobre, raczej nie idące w stronę szkodzenia stworzeniom, ale efekt bywa tragiczny.
Mysia pisze:Lisabeth, a czy Ty nie zauważyłaś może, że nie przeciwstawiam tutaj kotki wolnożyjącej kotce hodowlanej, tylko kotkę domową nierasową kotce domowej rasowej i zakładam,że obydwie są tak samo zadbane?
Zwykła domowa kotka nierasowa, nawet najbardziej hołubiona, jest przeważnie pod opieką zwykłego, przeciętnie się znającego na kotach a niewiele na hodowli kotów człowieka. Domowa rasowa, jeśli znajduje się w porządnej hodowli, jest pod opieką hodowcy. Hodowca zaś po prostu musi znać się na wszystkim, co dotyczy hodowli kotów - musi wiedzieć nie tylko jak karmić i jak często dopuszczać do ciąży, ale też jak najwięcej o genetyce, tj. o wadach genetycznych, o ich występowaniu na przestrzeni pokoleń, skutkach jakie mogą spowodować u kotki i kociąt. I mnóstwo innych rzeczy. To zawód jak każdy inny, wymaga swoistego wykształcenia, różni się tylko emocjonalnym stosunkiem do "towaru". Kiedy się planuje krycie kotki, trzeba dokładnie znać jej przodków i kocura też, inaczej może nastąpić katastrofa. Zwykłe domowe nierasowe kotki i kocury to jedna wielka niewiadoma, totalnie przypadkowe geny, nigdy nie wiadomo, co wylezie. A nawet i rasowe kotki, kupione w dobrej hodowli (=rodowodowe), a później rozmnażane niefachowo, "po urodzie", też może spotkać marny los.