» Czw mar 22, 2007 23:55
U mnie tak bylo w styczniu.
Ale u mnie w ciagu niecalych dwoch tygodni odeszlo 9 kotow. Tylko pierwszy maluch byl leczony. Odszedl, kiedy juz byl wyleczony z zapalenia pluc. Odszedl ratowany u weta. Z nastepnymi nie zdazalam do weta. Niektorym tylko udawalo mi sie podac raz antybiotyk, nastepnego dnia nie bylo juz kota.
To podobno byla nadostra postac panleukopenii.
Reszta piwnicznych kotow, ktore przezyly ma sie bardzo dobrze. Przezylo szesc. Od stycznia dostaja betaglukan.
Wet mial jeszcze jeden przypadek smierci.
Podejrzewal, ze koty nawet jesli chorowaly to dzialo sie to zbyt szybko, zeby wiele osob zdazylo.
Mnie udalo sie uratowac tylko domowego Szeryfa, bo mimo wielkiej ostroznosci przynioslam chorobe do domu. Uratowal go moim zdaniem cykloferon, bo bylo podobnie jak w przypadku pierwszego kotka, tylko jak pierwszy zachorowal to nie wiedzialam jeszcze o cykloferonie. W czwartek Szeryf zachorowal - temperatura i zle samopoczucie, zastrzyki w czwartek, piatek, sobote - pozorna poprawa wiec nastepna wizyta miala byc w poniedzialek, ale w sobote po poludniu a wlasciwie wieczorem byl kryzys i myslalam, ze do rana nie dozyje. Raniutko w niedziele mial podany cykloferon. Potem leczylismy jeszcze rane, ktora sie zrobila nie wiadomo jak. Ale byla wielka i okropna. Od stycznia do teraz bral scanomune, wlasnie skonczyl. Ale zapchany nos mu pozostal. Mimo roznych prob leczenia.
Toska pewnie nie ma tego swinstwa, bo to jednak juz troche trwa. Trzymam kciuki, zeby to cos co jej nie daje spokoju bylo do wyleczenia.
Szeryfowa rana oprocz rivanolu byla traktowana oliwka z ozonem. Wyleczyla sie bardzo szybko. Po 3 tygodniach zaczelo zarastac. A to byla dziura srednicy jakichs 4-5 cm chwycona dwoma szwami, zeby sie nie rozlazilo.