Jeszcze z trudem ale piszę...
Dzisiaj poszliśmy do nowego mieszkania sprzątać, malować itp.
Byłam taka przygnębiona i cały czas myślałam o kiciuni...
Jak wracałam do domu dostałam smsa od mamy, żeby pójść do taty na grób i zapalić znicz, bo akurat dzisiaj mija cztery tygodnie od jego śmierci i tak wróciłam się do kiosku po znicz a ta Pani z kiosku mówi, że jeden pan zobaczył ogłoszenie i jej powiedział, że podobnego kota widział a jak kiciał to ten kotek uciekł na drzewo...
Poszłam do domu myśląc, że to na pewno fałszywy trop, a że umowiona byłam z koleżanką i miałyśmy podjechać do krawcowej to od razu wstąpiłam do niej i pomyślałam, że jeszcze mnie na cmentarz podrzuci po drodze, ostatecznie tam nie byłam bo zapomniałam zapałek i jak tylko wróciłam do domu to wzięłam latarkę i wybralam się w miejsce które wskazała mi ta pani...Idąc nawet mi przez myśl nie przeszło, że tam ją znajdę, za daleko od domu, chociaż z drugiej strony nie aż tak bardzo...Rozglądając się zauważyłam moje biedactwo, siedziała w żywopłocie i wyglądała na bardzo przestraszoną, wzięłam ją na ręce i wrzeszczącą, wyrywającą się przynioslam do domu...Aż pani z kiosku wybiegla jak ją nioslam...Popłakałam się ze szczęścia, bo tak naprawdę to straciłam już nadzieję...W domu kicia bardzo piszczała, ale to pewnie z głodu, zjadła mokrego i mięska...Obmacałam ją, nie widać żadnej kontuzji, i w ogole jest bardzo czysta, lapki czyste, pysio też, wydaje mi się, że jednak ktoś ją wziął do domu ale jak zobaczył ogłoszenia to wypuścił...Zresztą nieważne, najważniejsze, że jest w domu ze mną..
A teraz już tylko przeprowadzka i potem sterylka...
A dla wszystkich fotka Psoci z podziękowaniem za kciuki i wsparcie...
Kochani jesteście...
Jeszcze raz dziękuję!!!
