Dzisiaj, koło godz. 6 rano otrzymałam smsa o treści „przybłąkał się do mnie do pracy mały kotek, ale wystraszony. Wpuścić go?”. Zakład usługowy mojego znajomego znajduje się przy ruchliwej ulicy. Poprosiłam, aby wpuścił kociaka. Zabrałam żarełko dla kociąt i poszłam zobaczyć przybłędę. 3-4 miesięczny kocurek czarniawy z białym, bardzo brudny, w lewym oczku zrośnięta trzecia powieka z rogówką, uszy czyste, trochę pcheł i prawdopodobnie robaki w brzuszku. Na początku maluch był nieufny. Może przez 3-5 minut. Kiedy zjadł to, co przyniosłam to już się nie odczepił. Ocierał się, mruczał i wtulał główkę w dłonie ludzkie bez przerwy. Już w moim domu przed kąpielą przycięłam mu pazurki spodziewając się, że kociak nie będzie zachwycony myciem. O dziwo stał bardzo spokojnie i mruczał szczęśliwy, że go dotykam. Wody i piany z szamponu jakby nie zauważył. Jeszcze dzisiaj czeka go wizyta u weta. Mam nadzieję, że oczko jest do uratowania. Mam nadzieje, że znowu nie wpakowałam się w bagno.
