madrugada pisze:Rzeczywiście, poszło jak burza, jestem pod wrażeniem.
Początki zawsze bywają trudne.

Cóż to dla mnie extremalna sytuacja.Żle też -że to wszystko dzieje się w dobie takiego kryzysu

-ale -tak naprawdę- to możemy się cieszyć.
Zarówno z pomocy

jak i tego co do tej pory udało się zrobić.
Pomyśl tylko-gdzieś w pośpiechu -ze wysterylizowałam ponad 250 kotek i ok.50 kocurków.A wiem -że było ich sporo więcej.Kocurków nie ma co liczyć- bo tylko kilka zabiegów było nieodpłatnych.Nie pamiętam teraz ile.Ale same kotki.Wśród tych kotek- z tego co pamiętam maksymalna ilość płatnych zabiegów przez ten cały czas-czyli ok 20 lat-to może 20-25 sztuk.Aż trudno to pojąć- jakie to byłyby masakryczne koszta i robota nie do wykonania.Ja jednego sezonu zrobiłam 58 kotek i parę kocurków-Bo to była mega pilna akcja.
I co ważne.Nigdy nie musiałam korzystać ze szpitalika.Byłam wściekła -kiedy parę razy ktoś mnie zawiódł i nie przywiózł mi kotki tego samego dnia-tylko następnego.Wystraszoną -mokrą od moczu -kału,głodną i nie daj Boże z dużym cięciem.Powiedziałam sobie wtedy-nigdy więcej.Kilka razy sama szorowałam po kotkę taksówką-bo istniało ryzyko że mi jej tego samego dnia nie dostarczą.Tak było na początku sterylek.
Dzięki temu kotka jedzie-szybko wraca.Może nie do znajomego miejsca-bo nie wraca do siebie-ale do kogoś kogo zna.I miejsca-które poznała dzień wcześniej.I nawet jeśli tego jedzenia odmówi przez dobę -to mi się wydaje- ze jest to jednak dużo mniejszy stres niż pobyt w nieznanym miejscu.Z obcymi ludżmi.Zapachami.No i nie ukrywam - że moje obawy też się skłaniają ku wirusom.Bo jednak taki szpitalik- to chyba nie jest tylko miejsce gdzie przetrzymuje sie kotkę po zabiegu ale i są koty w trakcie leczenia.Ale nie wiem.Nie znam się.
A z tego co zaobserwowałam najgorszy jest moment wybudzenia.Kot chce się gdzieś ukryć,stara się na siłę zebrać w sobie -ale nie może i jest przerażony co się z nim dzieje i co dalej się stanie.Dlatego ważne jest jak dla mnie aby słyszał znajomy głos.To w przypadku kotów dzikich jest bardzo ważne.Bo wiadomo-im większy stres-tym gorsze konsekwencje-mogą przyjść potem.
Teb dodatkowy koszt-wcale nie mały- nam odchodzi.Kot ma dużo mniej stresu.I w przypadku-gdyby coś się potem działo-nie będzie miał aż takiego urazu przy próbie łapania.To tyle z moich obserwacji.
A najdobitniejszym dowodem dla mnie jest to ze kotki -te dwie ostatnio wypuszczone-pojawiły się normalnie podczas wieczornego karmienia w tym samym dniu w super nastrojach.