MaryLux - wielkie podziękowania
Niestety po moim powrocie znowu zastałam Misia klapniętego, otworzył oko gdy mnie zobaczył i na tym jego aktywność się zakończyła.
W gabinecie miał poziom glukozy 60. Czyli bardzo nisko. Jutro w ciągu dnia mam mu pomierzyć poziom glukozy choćby orientacyjnie naszym glukometrem, ale nie wiem jak ja z tego małego ciałka utoczę odpowiednią ilość krwi.
Będę próbować, trzymajcie kciuki. Nie wiem czy bardziej za mnie czy za niego

Ogólnie wieści po badaniu lekarskim nie są jakieś hurraoptymistyczne - osłabienie mięśni się nasila - tudzież (to bardziej optymistyczna wersja) zmienia swoją postać ze względu na znaczne zwiększenie masy ciała przez Misia, to że je inaczej niż jadł, więcej się rusza etc.
Ale z optymizmem musimy ostrożnie. Na pewno nie jest nijak lepiej. Pewne rzeczy się pogarszają

I pojawiły się te chwile osłabienia - też nie wiadomo czym spowodowane tak do końca.
Teorii na tą chwilę jest kilka.
Zaburzenia hormonalne (tarczyca? przytarczyce?), zaburzenia metabolityczne, jakaś wrodzona wiotkość mięśni pochodzenia neurologicznego, na stałym mniej więcej poziomie, jakaś postępująca dystrofia mięśni. Tudzież mieszanka paru wyżej wymienionych. Lub coś innego.
W chwili obecnej Miś lata i się bawi - ale co jakiś czas kladzie się i odpoczywa. Jednak póki co na pewno nie cierpi, nawet gdy jest taki oslabiony i wiotki - sprawia wrażenie czującego się dobrze - myślę że podobnie do rozespanego kociaka.
Lekarka utoczyła mu dzisiaj kilka próbówek krwi - na hormony, morfologię, dokładny jonogram i inne takie.
Potem wysłała nas na kolejne zdjęcie RTG - bo to do operacji było średnio wyraźne, wystarczające do oceny obrażeń ogona, ale już absolutnie nie pozwalała ocenić wysycenia kości wapniem ani drobnych nieprawidłowości które mogłyby zasugerować jaką dalej drogą iść i czego szukać.
Ten ogon obumierał w bardzo dziwny sposób, na zdjęciu widać uszkodzony krąg - ale może to jednak nie uraz ale objaw choroby?
Spędziliśmy w lecznicy - innej niż poprzednio, dwie godziny. Najpierw na poczekalni a potem podczas prób zrobienia zdjęć...
Trzy kolejne lekarki próbowały, testowały działanie sprzetu robiąc zdjęcie jakiemuś pudełku - Misiowi nie dało się zrobić wyraźnej fotki - a miało być kilka w różnych ujęciach.
Zdjęcia zostały w lecznicy do oceny radiologa w poniedziałek - albo coś na nich wypatrzy albo nas ściągnie na powtórkę z rozrywki.
Co tam jeszcze u nas - a - zaraz w pierwszym poście wkleję link do dzisiejszych paragonów.
Za poszerzone badania krwi, za zdjęcia RTG (bo musiałam za nie zapłacić - mam nadzieję że radiolog nie powie dla świętego spokoju że nic nie widać jeśli nie będzie tego pewien). Nie wiem na czym polega w sumie ta nieczytelność zdjęć - może to te kości tak wyglądają? W poniedziałek się dowiem.
Ach - na 4 grudnia jesteśmy zapisani na konsultację do dr. Czubek.
Jutro w ciągu dnia uaktualnię listę dobroczyńców Misia.
Bardzo przepraszam, ale dopiero wróciłam, cały dzień na nogach, nerwy w lecznicach, pewnie już świecę z napromieniowania - razem z Misiem.
Marzę o wyciągnięciu nóg na kanapie - jutro to wszystko ponadrabiam, obiecuję!