Kazia pisze:No i jeszcze...gdzie w tym wszystkim jest tata Ani, jaka jest jego postawa?
Pytanie chyba trochę nie na miejscu, są domy gdzie ojca po prostu nie ma. Skoro do tej pory w opowieści się nie pojawił, widocznie nie ma żadnego wpływu na tą sytuację.
A sytuacja jest chora ale niestety nienadzwyczajna. W wielu domach zwierzęta traktowane są jak piąte koło u wozu, zło konieczne i bibelot z którym nie wiadomo co zrobić. Koty ignorowane, przesuwane z kąta w kąt, zostawiane na całe dnie. Psy wyprowadzane tylko "na fajkę" i uciszane smyczą albo wrzaskiem kiedy domagają się częstszych spacerów, świnki i króliki nigdy nie wypuszczane z klatek itp... Po pierwszej fascynacji albo fanaberii jednego z domowników (jak tutaj) przychodzi szara rzeczywistość i okazuje się że nie starcza czasu, uwagi i chęci na zajęcie się zwierzakiem, zrozumienie jego potrzeb. I albo zwierzak popada w apatię i "nie przeszkadza", albo jest przyczyną nerwów, albo w ostateczności ląduje na ulicy, w lesie albo za płotem schroniska. Przykre to, ale częste.
Tu oprócz młodej nieliczącej się ze zdaniem matki i niefrasobliwego wujka oraz samej matki (ignorującej kupno drapaka, kuwety itp) zawiniło też schronisko. Powinni (wiem że nigdy tego nie robią) przynajmniej dobrze przeegzaminować biorących kota, w jakikolwiek sposób sprawdzić gdzie zwierzę ma trafić. Może taka rozmowa coś by młodej uświadomiła, może zastanowiłaby się przez chwilę choć dłużej. Wszyscy dali dupy, a najgorzej wyszedł na tym kociak niestety.
Peleee, szukajcie zwierzęciu nowego, dobrego domu, ciśnij w tym kierunku, uświadom to przede wszystkim tej dziewczynie. Wygląda na to że jesteś jedyną osobą, która w jakikolwiek sposób przejmuje się tak naprawdę dobrem kociaka. Z tego co opisujesz to jest naprawdę jedyne sensowne wyjście.