Wróciliśmy od weta... Samba pojechała w kontenerku, a Gucio w...klatce po chomiku mojej koleżanki... ale najważniejsze, że się udało i wizytę mamy za sobą.
Samba prawdopodobnie ma katar koci, nie mam zielonego pojęcia skąd - jest szczepiona, niewychodząca, nigdy na to nie chorowała i w dodatku ma zaczerwienioną skórę na głowie, co może dodatkowo świadczyć o jakiejś alergii. Dostała antybiotyk, tabletki na 6 dni, krople do oka i coś przeciwzapalnego. Dodatkowo miała zrobiony jakiś test na uszkodzenie rogówki z użyciem środka fluorescencyjnego. Na szczęście, chociaż to jest ok...
Gucio z kolei na razie ma odstawiony antybiotyk, dostał preparat do osuszenia oka przed operacją. Zdanie Pani doktor, oko zostało niewłaściwie zoperowane z uwagi na to, że zbyt płytko wycięto nadmiar skóry i w tej chwili operacja musi polegać na głębszej ingerencji w tkanki, aż do kości. Z uwagi na to, że robi się z tego całkiem poważna sprawa, zdecydowałam, że mały powinien być poddany jej u dr Garncarza, bo nie chcę już na nim eksperymentować. Jak wyleczymy świerzb i "oko", umówię go na wizytę. Myślę, że będzie to ok. 20 lutego.
Marzę już o tym, żeby w końcu te koty były zdrowe, a ciągle wychodzą nowe problemy i wydatki. Staram się być dobrej myśli, ale czasem to niestety nie łatwe... Bardzo mi ich szkoda, choć staram się te lecznicze przykrości jakoś im wszystkim rekompensować... Wczoraj dostały tuńczyka i były zaaaaaachwycone...
