To rozrabianie mają także rodzinne

Zośka to największy urwis z "podwannowców". Potrafi się nawet zapomnieć, że jakiś ludź w pobliżu. Tak mi się ją ostatnio udało pogłaskać

Dziś wygłaskałam też Zizu, bo wlazł do budki wiklinowej i nie miał odwrotu
Wczoraj zaczęłyśmy walczyć z dolnym pomieszczeniem naszego lokalu. Samochód z gruzem wyjeżdżał cztery razy pełniutki. Nie wiem skąd tyle tego było, bo odbiłyśmy zaledwie dwa kawałki ściany z tynku i rozebrałyśmy walącą się ściankę. Czeka nas tam jeszcze bardzo dużo pracy, na razie same dłubiemy, bo stwierdziłyśmy, że rozwalać ściany każdy potrafi i szkoda kasy na płacenie za to. Pieniądze przydadzą się na fachowców np. do kafelek, czy do położenia sufitu. Na razie i tak nie ma o czym mówić, bo kasa nam schodzi na bieżące wydatki kocie.
Wczoraj Brzózka dostała kolejną dawkę sterydu, bo znowu przestała mi jeść. Jednak jakoś nie chce załapać i dziś nadal nie je. Martwię się o nią.
Wojtusia rany powoli się goją. Nadal musi egzystować w kołnierzu, bo jest bardzo czystym kotem i chce zlizać z siebie wszystko, maści, zasypki itp. Niestety nadal bardzo źle chodzi. Podwijają mu się tylnie łapki, chodzi na łokciach. To zły znak, bo obawiam się, że doszło do uszkodzenia nerwu. Wet mówi, że nie ma powodu, żeby tak chodził i na pewno się mu poprawi, ale chyba tym razem coś mu jednak nie wyszło

Fakt, że bez tej operacji trzeba by było kota poddać eutanazji. Kał który w nim zalegał i niemożliwość jego wydalenia i tak by go zabiła. Wojtuś jest kochany i bardzo cierpliwy. Chcemy z nim wybrać się na rehabilitację. Może jeszcze nie wszystko z łapkami stracone. Niestety to kolejne spore koszty, a obawiam się, że w stanie w jakim jest zostanie u mnie, bo starsi ludzie u których był raczej nie podołają opiece nad nim.