Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lis 25, 2012 23:02 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Ciekawe tematy. Szkoda, że nie mogłam być na seminarium.
Obrazek Obrazek

saintpaulia

 
Posty: 3939
Od: Śro gru 14, 2011 17:53
Lokalizacja: warszawa-bielany

Post » Pon lis 26, 2012 11:34 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Agulas74 pisze:
elmi pisze:
A nie wydaje Wam się, że koty raczej chcą panować każdy na swoim terytorium i czasem to terytorium poszerzać w celach reprodukcyjnych lub żywieniowych? Aby dopaść ofiarę, nie potrzebują pomocników, nie potrzebują więc hierarchii. Mieszkając z nami w domach, gdzie mają pokarm zapewniony i przeważnie są wykastrowane, walczą o inne zasoby, jeśli jest ich zbyt mało - Czy nie dlatego Vicky zaleca po 1 kuwecie na każdego kota + jeszcze jedna na wszelki wypadek i to samo dotyczy wszystkich innych zasobów? Żyją w grupach - no tak, bo jak już im zafundowaliśmy 2., 3. czy 7. kota, to co mają robić? Ale czy tak radośnie witają każdego nowego?

Nie byłam na seminarium, mam natomiast w domu książkę Vicky Halls. I właśnie tu mam największe wątpliwości - że kot przedstawiany jest raczej jako samotnik, który z innymi kotami zgadza się ewentualnie "z konieczności". (...)

Dlatego zachodzę w głowę, na jakich danych empirycznych opiera się teza o samotnictwie kotów?


A którą książkę Vicky Halls masz? W "Kocich tajemnicach", szczególnie w rozdziale 5, Kilka kotów w jednym domu, Vicky bardzo ciekawie i obrazowo o tym pisze :wink: Polecam :mrgreen:

O-l-g-a pisze:Mowa była o tym, ze kot to samotny łowca.
Nie samotnik.
Jako taki potrafi byc samowystarczalny. Nie potrzebuje stada do polowań.

Natomiast ogromna cześć seminarium była poświęcona kocim relacjom społecznym. Czy samotnik potrafiłby je nawiązywać ?
Koty uczą sie takich relacji od dzieciństwa.
Potrafią nawiązywać silne relacje i żyć w grupach społecznych.
Vicky przedstawiła tez schemat takich grup i podgrup.
Kto z kim śpi, kto z kim sie przytula, kto o kogo ociera, kto kogo myje itd.

Koty wolnozyjące na danym terenie tez żyją w grupach o ile wystarcza im zasobów.
W domach, szczególnie gdy nie mają możliwości wychodzenia muszą sie przystosować do obecności innych osobników.
Czasem jest fajnie, czasem nie, a czasem koszmarnie, ale koty same nie mogą odejść. Nawet jeśli sie nie akceptują czy nie są akceptowane przez inne koty.

Dokładnie :ok:
Agulas74 pisze:Moje obserwacje zdecydowanie temu przeczą. Tak, koty są terytorialne. Tak, bronią terenu przed obcymi i nie przyjmują nowego osobnika w pierwszym momencie przyjaźnie.

Agulas74, to się wszystko zgadza, V.H. też pisze w swoich książkach o tworzeniu przez koty grup i podgrup, ale zwróć uwagę, że tworząc jakąś społeczność, grupę, kot wolnożyjący sam o tym decyduje, czy chce w tej czy innej grupie być czy nie - ma możliwość wyboru, może przemieścić się gdzie indziej lub tolerować to towarzystwo, które spotkał (o ile nie jest sam wypędzany), a inaczej jest w naszych domach. Poza tym tworzenie grup jeszcze nie oznacza, że tworzą się w nich hierarchie. Albo inaczej - pytam o to od początku - po czym, po jakich zachowaniach można sądzić o hierarchii wśród kotów?
Agulas74 pisze:A jednak większość szuka przyjaźni z innymi kotami. Znałam wielu cierpiących kocich jedynaków, którzy naprawdę niesamowicie odżyli po dokoceniu. Choć przyzwyczajanie się do nowego kota trwało od kilku dni do miesiąca.
Więc czy aby na pewno większość? Koty są bardzo elastyczne i tolerancyjne. Ale czyż nie jest tak, że jednych lubią, innych zaledwie tolerują, a jeszcze innych nie znoszą? Dla jednego towarzystwo drugiego kota będzie rozrywką, a dla innego nie? Wszystko też zależy, czy wzajemnie tak to będą odczuwać, czy tylko jednostronnie.
Też jestem zdania, że jeżeli dwa to najlepiej odpowiednio dobrane rodzeństwo, bo są oswojone ze sobą od urodzenia i nie przeżywają stresu z późniejszym dokacaniem się przez nas. Pół biedy, jak się tylko będą wzajemnie tolerować i często tak jest, że możemy mieć kilka kotów, a każdy z nich to "satelita".
Oczywiście, zawsze też będą tu różnice w oswojeniu między kotami dzikimi, półdzikimi czy pochodzącymi z hodowli, czy z domu tymczasowego, gdzie są od początku bardzo dobrze socjalizowane :)

elmi

 
Posty: 661
Od: Czw lis 13, 2003 16:59
Lokalizacja: między Wisłą i Świdrem

Post » Wto lis 27, 2012 12:23 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

saintpaulia pisze:Ciekawe tematy. Szkoda, że nie mogłam być na seminarium.

Spoko. Kupiłam Ci książkę . . .
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto lis 27, 2012 12:40 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

marta-po pisze:Kilka ciekawostek było, ale nie za wiele. Większość to utrwalanie wiedzy, którą już mam. Chyba też oczekiwałam więcej. Są też rzeczy, z którymi nie do końca się zgodzę. Np jeśli chodzi o socjalizację kociąt. Najważniejszy okres 2-7 tydz. ż w porywach do 16 go tyg. ż. Masa kotów wolnożyjących przeszła przez moje ręce i w większości przypadków mam pewność, że nigdy w domu człowieka nie były. A jednak, gdy trafiają do mnie, ich socjalizacja postępuje bardzo szybko w warunkach domowych. Może jakieś odruchy ucieczki u niektórych zostają, silniejsze niż w instynkcie u kotów wychowanych w domu, ale te koty bardzo fajnie się socjalizują.


A ja mam pytanie do Ciebie lub do kogoś, kto był na seminarium, dotyczące socjalizacji kociąt w warunkach domowych.
Czy socjalizacja oznacza tutaj oswajanie z człowiekiem, jego głosem, sylwetką, zapachem?
Bo jeśli tak, to takie oswajanie nie musi koniecznie przebiegać w warunkach domowych.
Chodzi mi o to, że można mieć do czynienia z wolnożyjącymi kociętami i starszymi kotami, które mają różne doświadczenia w tym względzie (kontaktu z człowiekiem) także w tych okresach krytycznych.
Więc późniejsze oswajanie w domu może bazować między innymi na tych doświadczeniach.
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14744
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 12:53 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

elmi pisze:
A którą książkę Vicky Halls masz? W "Kocich tajemnicach", szczególnie w rozdziale 5, Kilka kotów w jednym domu, Vicky bardzo ciekawie i obrazowo o tym pisze :wink: Polecam :mrgreen:

No tak, ja mam "Kociego detektywa", gdzie głównie przedstawione są problemy w kocich relacjach, ao zaletach jest bardzo mało. Przykładowy cytat: "Wiesz już, że harmonie w domu zamieszkiwanym przez kilka kotów uważam za prawdziwą rzadkość. Może się to wydawać zbyt radykalne, ale uważam, że w najlepszym wypadku zwierzęta przebywające w tym samym domu jedynie się tolerują." To tylko przykład, podobnych fragmentów jest więcej.

Chciałabym wyrazić się jasno - w książce jest wiele bardzo pomocnych wskazówek, nie chcę powiedzieć, że jest ona niedobra. Ale ten pogląd budzi mój niepokój. Tak jak wspominałam, większość znanych mi niewychodzących kotów wykazywała problemy behawioralne żyjąc w pojedynkę. Po dokoceniu ich funkcjonowanie zdecydowanie się poprawiało - słabły takie zachowania, jak snucie się po domu z ciągłym pomiaukiwaniem, notoryczne budzenie opiekunów (czasem agresywne), domaganie się wypuszczania czy nawet sikanie po kątach. W z zasadzie znałam jedną kotkę, która wyraźnie nadawała się na jedynaczkę, tzn. tolerowała inne koty, ale rywalizowała z nimi o dostęp do człowieka i po wyadoptowaniu do domu bez kotów funkcjonowała dobrze. Znam też jeszcze jedną, która nigdy nie żyła w pojedynkę, ale wydaje się zainteresowana głównie ludźmi. Jednak to naprawdę mniejszość.
Boję się, że po przeczytaniu takiej książki kochający opiekun kota uzna, że dokocenie jest złym pomysłem. I to będzie ze szkodą dla wielu kotów.
Innych zastrzeżeń nie mam, ale to jest dość poważne.

Natomiast przedstawione w książce behawioralne techniki pracy z problematycznymi zachowaniami i redukowania stresu bardzo mi się podobają.
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

Post » Wto lis 27, 2012 15:32 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

mimbla64 pisze:A ja mam pytanie do Ciebie lub do kogoś, kto był na seminarium, dotyczące socjalizacji kociąt w warunkach domowych.
Czy socjalizacja oznacza tutaj oswajanie z człowiekiem, jego głosem, sylwetką, zapachem?
Bo jeśli tak, to takie oswajanie nie musi koniecznie przebiegać w warunkach domowych.

Nie byłam na tym seminarium ale prowadzę socjalizację kociąt wg specjalnie napisanego pod tym kątem programu otrzymanego z Fundacji Razem Łatwiej.
Taka socjalizacja to nie tylko oswajanie z człowiekiem, głosem, zapachem. I rozpoczyna się ona od urodzenia kociąt. Elementy jej można stosować do kociąt wolnożyjących, ale trudno by oczekiwać świetnych rezultatów w warunkach pozadomowych, zwłaszcza rozpoczynając pracę z kociakami 5-6 tygodniowymi. Rezultaty byłyby - wg mnie - nikłe. Ot, koty by znały karmicielkę, dawałyby się nawet pogłaskać. Tyle to można uzyskać bez specjalnych metod pracy.
Poza tym jaki byłby cel w oswajaniu kociąt żyjących poza domem? By leciały do każdego człowieka narażając się na złe traktowanie jak trafią na kogoś nieznoszącego kotów? Lub stały się na chwilę zabawką dzieci?
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39191
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Wto lis 27, 2012 16:02 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

MariaD pisze:
mimbla64 pisze:A ja mam pytanie do Ciebie lub do kogoś, kto był na seminarium, dotyczące socjalizacji kociąt w warunkach domowych.
Czy socjalizacja oznacza tutaj oswajanie z człowiekiem, jego głosem, sylwetką, zapachem?
Bo jeśli tak, to takie oswajanie nie musi koniecznie przebiegać w warunkach domowych.

Nie byłam na tym seminarium ale prowadzę socjalizację kociąt wg specjalnie napisanego pod tym kątem programu otrzymanego z Fundacji Razem Łatwiej.
Taka socjalizacja to nie tylko oswajanie z człowiekiem, głosem, zapachem. I rozpoczyna się ona od urodzenia kociąt. Elementy jej można stosować do kociąt wolnożyjących, ale trudno by oczekiwać świetnych rezultatów w warunkach pozadomowych, zwłaszcza rozpoczynając pracę z kociakami 5-6 tygodniowymi. Rezultaty byłyby - wg mnie - nikłe. Ot, koty by znały karmicielkę, dawałyby się nawet pogłaskać. Tyle to można uzyskać bez specjalnych metod pracy.
Poza tym jaki byłby cel w oswajaniu kociąt żyjących poza domem? By leciały do każdego człowieka narażając się na złe traktowanie jak trafią na kogoś nieznoszącego kotów? Lub stały się na chwilę zabawką dzieci?

MariaD ja zupełnie nie myślałam o oswajaniu czy socjalizacji kociąt wolnożyjących jako o celowo prowadzonej akcji.
Miałam na myśli oczywiście te sytuacje, kiedy kotki się łapie na sterylki, a kocięta odławia z różnych powodów.
I odniosłam się do wypowiedzi marty-po, z której wynikało, że nie zgadza się z Halls w sprawie wieku krytycznego, na podstawie doświadczeń z wolnożyjącymi kotami, które później niż w wieku krytycznym trafiły do DT.
Moja myśl jest tak, że kocięta zabrane w starszym wieku mogą się ładnie oswajać, bo wcześniej miały już możliwość oswajać się z ludźmi, pomimo tego, że nie były w domu.
Jeden przykład podam: kocięta wolnożyjące urodzone pod bazarkową budą. Od urodzenia słyszą głos człowieka, czują zapach, mając 5-6 tygodni wychodzą spod budy do miski i mogą też człowieka zobaczyć.

Tylko, że ja piszę raczej o oswojeniu z człowiekiem. Bo to jest podstawowy problem, kiedy się zgarnia kocięta od wolnożyjących kotek.
Dlatego zadałam pytanie marcie-po, co ma na myśli pisząc socjalizacja albo co miała na myśli Halls.
Bo czytając Ciebie rozumiem, że kot może być oswojony, ludzi się nie bać, ale nie być dobrze zsocjalizowany?
W odniesieniu do przygarnianych od wolnożyjących kotek miotów temat też pewno istotny.
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14744
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 16:24 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Agulas74 pisze:No tak, ja mam "Kociego detektywa", gdzie głównie przedstawione są problemy w kocich relacjach, ao zaletach jest bardzo mało. Przykładowy cytat: "Wiesz już, że harmonie w domu zamieszkiwanym przez kilka kotów uważam za prawdziwą rzadkość. Może się to wydawać zbyt radykalne, ale uważam, że w najlepszym wypadku zwierzęta przebywające w tym samym domu jedynie się tolerują." To tylko przykład, podobnych fragmentów jest więcej.
[...]
Tak, wiem, ale pisze o tym, z czym się najczęściej spotyka, a pracuje jako behawiorysta. Myślę, że nie pisała tego po to, by zniechęcić potencjalnych opiekunów kotów, ale by wiedzieli, co się z tym tak naprawdę wiąże.

Agulas74 pisze:Boję się, że po przeczytaniu takiej książki kochający opiekun kota uzna, że dokocenie jest złym pomysłem. I to będzie ze szkodą dla wielu kotów.
Ze szkodą? Będzie chyba bardziej świadomym kochającym opiekunem kota, a to chyba dobrze i dla niego, i dla jego kota, i dla kota, którego nie weźmie (bo co, gdyby go musiał potem oddawać). Jeśli uzna, że adekwatnie do swoich możliwości może powiększyć towarzystwo, to czemu nie?
Adekwatnie do swoich możliwości - idąc za tym, co Vicky mówiła na seminarium i w swoich książkach (pięciu) - tyle zasobów, ile kotów, czyli tyle samo kuwet (+ 1), tyle drapaków, misek, zabawek, czasu poświęconego etc...
Pewnie młody, aktywny kot chętnie będzie się bawił z drugim równie szalonym, zajmą się sobą, odciążą trochę opiekuna (byle nie całkiem!). Jeśli jednak drugi będzie zdecydowanie bardzo spokojny lub w starszym wieku, to czy nie dojdzie do takiej sytuacji, że jeden będzie sfrustrowany, a drugi będzie się czuł terroryzowany?

elmi

 
Posty: 661
Od: Czw lis 13, 2003 16:59
Lokalizacja: między Wisłą i Świdrem

Post » Wto lis 27, 2012 16:40 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

mimbla64 pisze:Bo czytając Ciebie rozumiem, że kot może być oswojony, ludzi się nie bać, ale nie być dobrze zsocjalizowany?

Tak. Kot może być oswojony z głosami, zapachem i obecnością człowieka a nie być zsocjalizowany w pełnym tego słowa znaczeniu.
mimbla64 pisze:MariaD ja zupełnie nie myślałam o oswajaniu czy socjalizacji kociąt wolnożyjących jako o celowo prowadzonej akcji.
Miałam na myśli oczywiście te sytuacje, kiedy kotki się łapie na sterylki, a kocięta odławia z różnych powodów.

Jeżeli chcesz stado kotów wolnożyjących, które łatwo wyłapać musisz prowadzić akcję celowo i świadomie przez dłuższy czas np. karmiąc je, oswajając z transporterami, swoją obecnością w bliskiej odległości itd. Ale to tylko oswojenie do konkretnej osoby.

mimbla64 pisze:I odniosłam się do wypowiedzi marty-po, z której wynikało, że nie zgadza się z Halls w sprawie wieku krytycznego, na podstawie doświadczeń z wolnożyjącymi kotami, które później niż w wieku krytycznym trafiły do DT.

W książkach VH opisuje wiek dla pełnej socjalizacji kociąt. Można oswoić prawie każde kocię poza wiekiem granicznym, ale nie będzie to ani prawidłowa ani pełna socjalizacja. Poza tym jest jeszcze kwestia charakteru rodziców, który dziedziczą kocięta. I ufności lub jej braku do człowieka jaki matka przekaże kociakom.
Dlatego też - wg mojej opinii - jeśli kociaki wolnożyjące mają być oswajane, scjalizowane i iść do DS, trzeba je zabierać od matki jak najwcześniej, jak tylko same umieją jeść. Inne dorosłe koty w DT nauczą je zachowań społecznych a człowiek ma szanse na prawidłową socjalizację.

Uwaga: prawidłowa socjalizacja to nie wrzucenie kociaków do klatki i głaskanie ich od czasu do czasu.
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39191
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Wto lis 27, 2012 17:39 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

MariaD pisze:
mimbla64 pisze:MariaD ja zupełnie nie myślałam o oswajaniu czy socjalizacji kociąt wolnożyjących jako o celowo prowadzonej akcji.
Miałam na myśli oczywiście te sytuacje, kiedy kotki się łapie na sterylki, a kocięta odławia z różnych powodów.

Jeżeli chcesz stado kotów wolnożyjących, które łatwo wyłapać musisz prowadzić akcję celowo i świadomie przez dłuższy czas np. karmiąc je, oswajając z transporterami, swoją obecnością w bliskiej odległości itd. Ale to tylko oswojenie do konkretnej osoby.

Wiesz ja już sporo kotów wolnożyjących w swoim życiu złapałam. Najczęściej w porozumieniu z karmicielem. I oczywiście przy pomocy klatek łapek. Nie wiem, dlaczego piszesz o transporterach (trudno zrozumieć, o co chodzi, bo w Twoim zdaniu czegoś brak). Muszę przyznać, że mi Twoja rada trochę depła po ambicji. Szczególnie, że o radę w kwestii łapania wolnożyjących kotów nie prosiłam. :wink:

MariaD pisze:
mimbla64 pisze:I odniosłam się do wypowiedzi marty-po, z której wynikało, że nie zgadza się z Halls w sprawie wieku krytycznego, na podstawie doświadczeń z wolnożyjącymi kotami, które później niż w wieku krytycznym trafiły do DT.

W książkach VH opisuje wiek dla pełnej socjalizacji kociąt. Można oswoić prawie każde kocię poza wiekiem granicznym, ale nie będzie to ani prawidłowa ani pełna socjalizacja. Poza tym jest jeszcze kwestia charakteru rodziców, który dziedziczą kocięta. I ufności lub jej braku do człowieka jaki matka przekaże kociakom.
Dlatego też - wg mojej opinii - jeśli kociaki wolnożyjące mają być oswajane, scjalizowane i iść do DS, trzeba je zabierać od matki jak najwcześniej, jak tylko same umieją jeść. Inne dorosłe koty w DT nauczą je zachowań społecznych a człowiek ma szanse na prawidłową socjalizację.

Uwaga: prawidłowa socjalizacja to nie wrzucenie kociaków do klatki i głaskanie ich od czasu do czasu.


A widzisz, ja się z Tobą zgadzam. A pytanie zadałam osobie, która się nie zgadza.
Uważam, że fakt oswojenia kocięcia po wieku krytycznym, nie przeczy tej teorii (czyli teorii wieku krytycznego).
I że w naszych domach jest sporo na wpół oswojonych kotów.
O rozróżnieniu pomiędzy oswojeniem z człowiekiem jako gatunkiem, które ma granicę wiekową, a oswojeniem z konkretnym człowiekiem, które jest możliwe praktycznie w każdym wieku, też czytałam.

I mam pytanie, czy można jakoś zdobyć ten program socjalizacji kociąt, który Ty wykorzystujesz?
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14744
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 18:11 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

mimbla64 pisze:Nie wiem, dlaczego piszesz o transporterach (trudno zrozumieć, o co chodzi, bo w Twoim zdaniu czegoś brak). Muszę przyznać, że mi Twoja rada trochę depła po ambicji. Szczególnie, że o radę w kwestii łapania wolnożyjących kotów nie prosiłam. :wink:

Przepraszam, nie miałam takiego zamiaru, ale pisałaś o potrzebach socjalizacji w kontekście łapania, więc się do tego odniosłam. Transportery/klatki - wszystko to w co łapiesz.
Poza tym ja naprawdę nie wiem jakie kto ma doświadczenie w łapankach (poza nielicznymi osobami, które znam), proszę się więc nie obrażać. :)

mimbla64 pisze:I mam pytanie, czy można jakoś zdobyć ten program socjalizacji kociąt, który Ty wykorzystujesz?

Zwróć się do tej fundacji o jakiej pisałam: http://www.fundacjarazemlatwiej.pl/
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39191
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Wto lis 27, 2012 18:45 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Dzięki, napiszę do nich. :D
Obrazek

mimbla64

Avatar użytkownika
 
Posty: 14744
Od: Pon lis 12, 2007 9:29
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Wto lis 27, 2012 19:16 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Przyznam, że od czasu seminarium sama dużo myślę o socjalizacji kotów. Nawet zaczęłam się zastanawiać, że może coś innego pod tym hasłem rozumiemy i należałoby to dosłownie zdefiniować i dopiero podejmować dyskusję.

A więc punktem wyjścia w dyskusji jest: co to jest socjalizacja?

Ja tylko mogę się wypowiadać posiłkując się moimi własnymi doświadczeniami, gdyż zajmuję się kotami wolnożyjącymi, które często trafiają pod mój dach. Zazwyczaj z powodu przeprowadzanego zabiegu sterylizacji, czy też, jak ostatnio na leczenie (kot z zapaleniem płuc).

Podam przykład kota, który wg tych kryteriów powinien być super zsocjalizowany. Wasyl - maluch, około 3-4 tygodniowy, znaleziony z bratem. A więc obydwaj trafili do mnie bardzo wcześnie. Wykarmiony butelką, przebywał u mnie z bratem, innymi dorosłymi kotami, psami, ludźmi. Dom był jego światem. Jednak zawsze pozostał kotem o zachowaniach w których przejawiał się jego lęk przed różnymi odgłosami w domu. Nie dawał się brać na ręce, gdyż ze strachu drapał. Wpadał w straszną panikę, gdy pojawiał się ktoś obcy w domu, co kończyło się jego ucieczką, drżeniem i biciem serca. Ogromny instynkt ofiary. Maksymalna płochliwość. Obstawiam geny, bo co innego?

A teraz przeciwnie. Dwa tygodnie temu ze stada wolnożyjących kotów odłowiłyśmy około 3-4 miesięczną koteczkę. Te koty są karmione przez ludzi, ale często były też przez nich przeganiane, mala nigdy nie była dotykana. Pierwsze dni, wiadomo. Ogromniaste przestraszone oczy, siedzenie w kąciku. Teraz po dwóch tygodniach mała śpi na łóżku brzuchem i łapkami do góry, psy ma w głębokim poważaniu, z kotów nic sobie nie robi. Odkurzacz totalnie ignoruje. Można ją miziać, nosić na rękach z których nawet nie próbuje się wyrywać, przeciwnie lubi to.

Więc jeśli w takich kategoriach rozpatrujemy socjalizację, to faktycznie nie zgodzę się. Bo podałam przykład kotka młodego, ale takie same doświadczenia mam również z kotami dorosłymi.

Z pewnością różnica jest w innej kwestii. Takie koty, przybyłe z wolności czasem dłużej muszą się nauczyć zachowań na innym, wyższym szczeblu. I nie chodzi tu o niższy poziom ich inteligencji, ale o to, że do tej pory głównie instynkt przeżycia nimi kierował. A chodzi mi np. o zabawę. Na początku zazwyczaj nie potrafią się bawić. Muszą jakby rozwinąć w sobie tą umiejętność. Na początku jest stan jakby takiej stagnacji, upajania się bezpieczeństwem, możliwością głębokiego snu, dojadaniem. Później, czasem po dłuższym czasie zaczynają rozwijać się w innych kierunkach. A więc np. rozwijają te potrzeby szczebla wyższego.

Dlatego, najpierw Viki musiałaby powiedzieć co dokładnie rozumie pod hasłem ,,socjalizacja", żebym mogła powiedzieć, że się z nią zgadzam, lub przeciwnie, że mam inne doświadczenia.

Generalnie, podsumowując, tak po chłopsku, uważam, że nie można przekreślać szans kota wolnożyjącego na jego bezproblemowe behawioralnie i szczęśliwe życie w domu.

Przyznam, że dużo myślę o słowach Viki i może będę mogła więcej coś na ten temat powiedzieć, jak poczytam jej książki, gdzie z pewnością coś o rozumieniu przez nią socjalizacji znajdę.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto lis 27, 2012 19:50 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

Ja zapytałam Vicky Halls (miałam możliwość z nią porozmawiać) o tę socjalizację. Powiedziałam jej czym się czasem zajmuję, czyli np. oswajaniem starszych niż 7 tygodni kociąt :wink: Otóż do 7 tygodnia to jest czas najlepszy, ale nie jedyny. Kocięta można oswajać i socjalizować również później, przyjmuje się, że do 16 tygodnia, jednak dużo ciężej / gorzej osiąga się dobre rezultaty.

Z moich zaś doświadczeń wynika, że ogromną rolę odgrywają geny, wrodzony charakter kota. Mówię to choćby po oswajaniu i socjalizowaniu miotu 6 kociąt, wyłapanych w ciągu kilku dni, oswajanych w identycznych warunkach i w ten sam sposób - 4 kociaki oswoiły się szybko i bardzo dobrze, a dwa koty do dziś nie bardzo chcą mieć bliski kontakt z ludźmi (jeden jest u mnie do dziś, na chyba już wiecznym tymczasie :roll: ).


Co do domów wielokotnych... Jeszcze niedawno byłam orędowniczką posiadania kilku kotów. Dziś skłaniam się ku tezie, że to wcale nie jest najlepsze, co może koty spotkać. Ośmielę się twierdzić, że dla wielu (jeśli nie większości) kotów lepiej byłoby być jedynakiem, niż przebywać w grupie kotów. I przyznaję rację Vicky, że najlepiej mieć koty, które znają się do kocięctwa, czyli np. rodzeństwo. Z moich obserwacji wynika, że takie koty najbardziej się akceptują.

Mam w tej chwili w domu kilkanaście kotów, z czego większość to koty "osobne" i widzę, że chociaż przebywają blisko siebie, bawią się ze sobą i często śpią blisko siebie albo nawet razem, to jednak lepiej by się czuły samotnie (pod warunkiem, że miałyby dużo uwagi człowieka), niż w takiej dużej grupie. Co do mniejszych grup, takich dwu- lub trzykotnych - jest super jeżeli mamy koty, które się lubią lub co najmniej akceptują. Tragedia, jeżeli weźmiemy koty, które nie są w stanie się dogadać ze sobą. Podejrzewam, że takie sytuacje Vicky Halls obserwuje najczęściej, bo w końcu jej praca polega na pomocy w rozwiązaniu problemów. Stąd może wynikać jej tak radykalne nastawienie do optymalnej liczby kotów w jednym domu :wink: I może dlatego teraz Vicky ma tylko jednego kota.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto lis 27, 2012 21:59 Re: Seminarium "zaburzenia behawioralne u kotów"

elmi pisze:
Agulas74 pisze:Boję się, że po przeczytaniu takiej książki kochający opiekun kota uzna, że dokocenie jest złym pomysłem. I to będzie ze szkodą dla wielu kotów.
Ze szkodą? Będzie chyba bardziej świadomym kochającym opiekunem kota, a to chyba dobrze i dla niego, i dla jego kota, i dla kota, którego nie weźmie (bo co, gdyby go musiał potem oddawać). Jeśli uzna, że adekwatnie do swoich możliwości może powiększyć towarzystwo, to czemu nie?
Adekwatnie do swoich możliwości - idąc za tym, co Vicky mówiła na seminarium i w swoich książkach (pięciu) - tyle zasobów, ile kotów, czyli tyle samo kuwet (+ 1), tyle drapaków, misek, zabawek, czasu poświęconego etc...

elmi chyba lubisz polemizować :lol: Ale polemizujesz z poglądem, którego nie wyraziłam. Oczywiście, że świadome dostosowanie ilości kotów do posiadanych zasobów i niepowiększanie stada nadmiernie to znakomite pomysły.

Podkreślam jeszcze raz: jedyne moje zastrzeżenie budzi pogląd, że większość kotów najlepiej czuje się w pojedynkę. A mam te zastrzeżenia, ponieważ znane mi osobniki w większości lepiej funkcjonowały w dwu-trzykotnych stadach. Sama kilkakrotnie namawiałam opiekunów jedynaków na dokocenie i dało ono bardzo dobre efekty. Opór był duży, bo gdy jeden kot sprawia problemy, opiekun wyobraża sobie, że z dwoma będzie jeszcze gorzej. Obawiam się, że gdyby sięgnął po "Detektywa", mógłby się tylko utwierdzić w tych obawach i do dokocenia by nie doszło. I w znanych mi przypadkach, o których piszę, to byłoby ze szkodą dla kociego jedynaka.
Ja rozumiem, skąd się to autorce wzięło, ale ona nie wyjaśnia, że być może jej obserwacje dotyczą specyficznej grupy kotów (tych z problemami w relacjach). Skoro pisze, że koty rzadko się dobrze dogadują, a nie "rzadko mam do czynienia z takimi, które się dobrze dogadują", to to może niechcący wprowadzić czytelnika w błąd. A ponieważ jest dla czytelnika autorytetem, to skutki mogą być negatywne.

Tyle w temacie, bo szkoda się powtarzać.

Jana pisze:
Co do domów wielokotnych... Jeszcze niedawno byłam orędowniczką posiadania kilku kotów. Dziś skłaniam się ku tezie, że to wcale nie jest najlepsze, co może koty spotkać. Ośmielę się twierdzić, że dla wielu (jeśli nie większości) kotów lepiej byłoby być jedynakiem, niż przebywać w grupie kotów.

Ale nawet, jeśli grupa to dwa - trzy koty? Czy też porównujesz życie jedynaka z życiem kota w większej grupie?
Obrazek

Agulas74

Avatar użytkownika
 
Posty: 4566
Od: Pt maja 11, 2007 12:30
Lokalizacja: Tychy

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 181 gości