Dzisiaj jedna budka pojechała na Kaliski, dla tamtejszych futrzaków. Nie było tak prosto jak zazwyczaj, bo pani Jola - nie uprzedzając

- zafundowała nam zajęcia z zakresu wspinaczki wysokogórskiej i szeroko pojętego survivalu

.
Prowadząc nas jakimiś chęchami, gdzie trzeba było co i rusz walczyć z dzikimi różami, żeby kolcami nie wydłubały człowiekowi oka (albo i dwóch, bo atakowały obustronnie

), ślizgając się na mokrej i poprószonej śniegiem trawie w dół doprowadziła do miejsca, gdzie po przykucnięciu można było zobaczyć ziejące co najmniej metr w dole stare przejście podziemne dworca. Wytrzeszczając gały dojrzeliśmy w półmroku przestrzeń długą na około kilkanaście metrów w głąb, zawaloną wszelkimi możliwymi rupieciami. Stare deski, płyty paździeżowe, coś ciuchopodobnego, buty, porzucone po kradzieżach (najprawdopodobniej) torby, opakowania np. po wiertarkach itp. Z tego, co było palne, półpalne czy nawet niepalne okoliczne bezdomne menelstwo robiło sobie ogniska i wszędzie walały się jakieś spalone albo napalone rzeczy.
Takżetego.
Penetrowanie takich miejsc to może fajna zabawa, ale nie wtedy gdy na taką akcję człowiek przyjeżdża w gustownym kremowym płaszczu, nie spodziewając się podobnych atrakcji

.
No nic, czego się nie robi dla kotów.
Pani Jola widząc nasze miny mężnie chciała sama skakać w tę czeluść, ale TŻ mający od razu wizję jej obustronnego złamania nóg po nie daj Boże niefortunnym skoku i ew. holowania jej stamtąd zakazał jej tego ka-te-go-ry-cznie

. Nie miała wyjścia, musiała połsuchać
Skoczyłam, rozwiewając poły płaszcza i oczywiście spadłam na tyłek po tym batmańskim skoku, na szczęście bez konsekwencji w rodzaju skręconej kostki

TŻ dostał się stamtąd z drugiej strony, ześlizgując się po stromym zboczu. Spenetrowaliśmy miejsce i znaleźliśmy dosyć zaciszny kąt, gdzie wstawiliśmy budkę. To miejsce chyba nie tylko nam przypadło do gustu, bo leżał tam kawałek starego materaca z kanapy, co niedwuznacznie sugeruje, że ktoś tam sobie drzemki ucina

Poza tym obok biegną rury z ciepłą wodą, więc dla bezdomnego to miodzio miejscówka z pewnością. Pani Jola twierdzi, że bezdomni tam zimą nie śpią, że za zimno, oby.
Wywaliłam ten materacyk, mam nadzieję, że jakiś wkurzony bezdomny nie wywali i nie zdemoluje tej budki z zemsty za pozbawienie go legowiska

. ani ze zwykłej chęci zniszczenia czegoś ...
Wejścia budki popsikaliśmy kocią miętką, postawiliśmy tam jedzonko, które pani Jola przyniosła, mam nadzieję, że kociaste zajrzą. Może jakimś cudem ta budka nie rzuci się w oczy bezdomnym i tam przetrwa ...
Pani Jola podjedzie za jakiś czas z Elfridą, zobaczy. W miedzyczasie znaleźliśmy w miarę bezpieczne zejście, zakosami, po tym stoku do tunelu, tamtędy powinna jakoś ostrożnie zejść.
Wyszły na jej przywitanie dwa koty - ładne, z zimowym futrem, okrąglutkie

. Szczęściarze, że mają taką opiekę.