Jesteśmy, jesteśmy. No właśnie ktoś miał napisać długiego posta, ale się opiernicza, nie wiesz może Semmitar, kto? Hmm?
U nas wszystko dobrze, kotki chowają się pięknie i coraz bardziej się przyjaźnią. Nawet je ostatnio nakryłam w nocy, jak się do siebie przytulały u nas w łóżku – jak zobaczyły, że na nie patrzę, to się od razu od siebie odsunęły i udawały, że tu się zupełnie nic nie działo
Uprawiają ciągłe gonitwy po mieszkaniu, wielka pardubicka. Oczywiście najfajniej jest o pierwszej w nocy – łącznie ze wskakiwaniem na śpiących ludzi, odbijaniem się od nich z dzikim skrzekiem i zapierdzielaniem na oślep przed siebie.
Tiffany odkryła właśnie kładkę na szafę, z której korzystał do tej pory Dior, gdy chciał od niej odpocząć, więc od wczoraj ćwiczy wbieganie i zbieganie. Biedny kocur, nigdzie już nie ma spokoju
Najlepsze jest jednak karmienie

Dostają od nas na śniadanie i kolację albo puszkę, albo wołowinę, indyka etc.
Tysia rzuca się i żre, jakby sto lat nie jadła, skrzecząc przy tym nieprzystojnie.
Książę Dior zasiada do posiłku: najpierw obwąchuje, zastanawia się, czy to jedzenie jest godne jego podniebienia. Po pozytywnej weryfikacji powoli wyciąga sobie łapą kęski, układa na podłodze i przystępuje do konsumpcji. Między każdym gryzem musi pomyśleć, podelektować się. Pomijając to, że świni dookoła w promieniu 10 metrów (łącznie ze ścianami!), wygląda to bardzo elegancko.
Efekt tego jest taki, że Tysia pożera swoją michę w niecałą minutę i rzuca się na michę Diora, który uprzejmie oddaje jej swój posiłek. Jeśli przegapimy ten moment i nie wyniesiemy skrzeczącej pannicy do drugiego pokoju, to Diorkowi pozostają chrupki...
Kocur dostaje codziennie leki na wątrobę, oba futra dostają też interferon – obsługę pielęgniarską wziął na siebie Semmitar, bo o ile Dior wszystko grzecznie i stoicko łyka, to z Tyśką jest walka na noże za każdym razem. Ja się nie nadaję do takich sportów… Wystarczy mi już, że ostatnio Tiffany znudzona moim drapaniem jej w tyłek rzuciła mi się na twarz i drapnęła w oko, słodka istota. Jej szczęście, że nic poważnego nie udało jej się zrobić
Dior za to chodzi i wszędzie rozrzuca kłaki. Wagonami.
Kupiliśmy mu szczotkę i grzebień koci do czesania, ale nie lubi tego zabiegu, poza tym to walka z wiatrakami. On ma jakieś niebotyczne ilości kłaczochów! Rozważamy zafoliowanie go, ogolenie na łyso albo ulepienie z wypadającej sierści ze trzy kolejne koty…
A, i dostaliśmy zadanie od weterynarza – przynieść koci mocz. Bardzo śmieszne. Bardzo. Ciekawe niby jak, jak on nie chce oddać po dobroci