Ku pokrzepieniu serc.
Nazwijmy to raportem półrocznym. Tyle bowiem czasu minęło od momentu gdy Ślązaczka Agrypina przeniosła się do Żnina.
Pora napisania raportu właściwa dla trybu życia naszego podmiotu lirycznego - otóż koleżanka Agrypina dba o to bym czyścił kuwetę zaraz po jej użyciu, więc jeżeli poczuje wolę o 2 w nocy to nie mam wyjścia. Na szczęście częściej jest to 6 rano. Przyzwyczaiłem się.
Po pierwsze
zdrowie.
Grypcia ma skłonności do brudnych uszu i lekkich infekcji dziąseł. Ponieważ badania nie wykazały nic niepokojącego ograniczam się do leczenia objawowego (czyszczenie specjalnym preparatem uszu, oraz Orozyne i specjalna karma na dziąsła i zęby). Mam nadzieję że z czasem wyciszy się to podobnie jak wyciszył się po kilku miesiącach delikatny wyciek z prawego oczka.
Nasza gwiazda ma też skłonności do zaokrąglonej sylwetki, jeden z moich synów mówi wręcz o baleroniku na krótkich nóżkach. Ostrzegam go (i wszystkich innych krytykujących niebanalną urodę Agrypiny) że stąpają po cienkim lodzie, ale coś w tym jest. Kota już ze schroniska przyjechała trochę zaokrąglona a zmiana karmy, możliwości przesmradzania w jej doborze (skrzętnie wykorzystywane - w tej chwili na topie jest Gourmet w puszkach - tylko w sosie, najlepiej pomidorowym - pasztety be. Co tam Royal Canin, Lams, Cosma, czasami w ostateczności skubnie - reszta zasila miskę kotów zewnętrznych), oraz umiejętności żebracze dokonują reszty. Dodatkowo nakłada się na to - takie mam wrażenie - mój tryb życia, cotygodniowe dwudniowe nieobecności (w czasie których Grypcia wyraźnie je mniej) owocują szaleństwem konsumpcyjnym w pierwszych dwóch dniach po powrocie - wygląda to na wyraźne odreagowanie stresu. Na razie nie widzę na szczęście żadnego wpływu na ruchliwość, waga 4,4 kg więc diety nie wprowadzam.
Tak przeszliśmy do
charakteru.
Mamy do czynienia z kotką zdecydowaną i wrażliwą. Potężne falowanie grzbietu w każdej sytuacji nawet odrobinę stresowej jest już w mojej rodzinie legendarne, żadna inna kotka czegoś takiego nie ma. Agrypina potrafi uderzyć łapą (z pazurem lub bez) gdy nie chce być zaczepiana. Mi wolno najwięcej, reszta jest tolerowana w stopniu zależnym od nastroju. Zrobiliśmy kiedyś z żoną eksperyment, kotka siedziała a my na przemian wyciągaliśmy rękę nad jej głowę. Moja ręka, Grypcia podsuwała głowę do głaskania, żony ręka, Grypcia głowę wręcz cofała - i tak kilkanaście razy !!! Muszę tu nadmienić że nasza poznańska kotka Kreska moją żonę uwielbia, wręcz śpi na niej jak zmora nieraz całą noc. Mamy więc do czynienia z wyraźną preferencją związaną z widzimisie. Grypcia nie przepada za gośćmi, ucieka wtedy do swojego azylu jakim jest ulubione miejsce czyli parapet osiatkowanego okna, tam się czuje bezpieczna i stamtąd obserwuje świat. Drugim azylem jest koc na moich kolanach - jeżeli tylko czas pozwala potrafi na nim spędzić nawet kilka godzin poświęconych najpierw gruntownemu wygłaskaniu a następnie zasłużone drzemce. Ile rzeczy można zrobić przy komputerze z kotem na kolanach.
Inne kotyAgrypina ma z nimi do czynienia wyłącznie przez okno. I zdecydowanie za nimi nie przepada. Mniejsze osobniki są omiauczane, większe obserwowane z przyczajenia z napuszonym ogonem. Ogród starego domu w którym mieszkamy zawsze był kocią mekką od lat (wiem to z opowieści). Wystawiane miseczki z jedzeniem dla dzikusów oczywiście to potęgują. W tej chwili w porywach odwiedza nas do 6 , 7 kotów plus czasami JEŻ (wtedy Grypcia dopiero szaleje). Ostatnio częstym gościem jest koci osobnik zwany Ogoniastym. Na swoją ksywkę zarobił pięknym puchatym ogonem, którego lis by się nie powstydził. Ogoniasty jest żywym dowodem pochodzenia kotów, spotkany w lesie spokojnie robiłby za żbika. Widzimy się z nim co wieczór bo ze względu na infekcję oczu dbam o codzienne podawanie antybiotyku. Ponieważ pierwsza kuracja nie wystarczyła i nastąpił nawrót choroby teraz czeka mnie 20 upojnych wieczorów w trakcie których czekamy na jego przyjście (ja na dworze, Agrypina w oknie) tak by mieć pewność że zje lekarstwo. Ogoniasty w nagrodę pozwala na siebie patrzeć a przy próbie pogłaskania tylko delikatnie fuka. Zastanawiałem się oczywiście czy takie zaokienne wizyty to nie za duży stres dla Grypci ale stwierdziłem że po pierwsze nie każdy kot ma tyle szczęścia co co ona więc inne zasługują choć na miskę. Po drugie zaś, muszę ją choć trochę przyzwyczajać do innych bo może przyjdzie czas że będzie musiała zamieszkać z poznańską Kreską (dwie 100%-owe solistki).
Na zakończenie bo czas iść spaćPojawiła się jakiś czas temu dyskusja na temat co o ludziach zajmujących się kotami myślą ich sąsiedzi, znajomi itp. Hmmm..., przyłóżcie to co napisałem powyżej do 50 - letniego faceta (w miarę normalny myślę, żona, dzieci, szef firmy), który ma na koncie m. in. wzięcie na "etat" do firmy dwóch kotek, przygarnięcie do domu lokalnej niemłodej chorej kotki i kilkunastomiesięczną walkę o jej życie, jazdę po kota do schroniska w Katowicach, dokarmianie innych kotów - fakty w niedużej miejscowości siłą rzeczy dość powszechnie znane. Taaaak, niektórzy muszą mieć używanie, chyba kochanka byłaby dla nich łatwiejsza do zaakceptowania.
Pozdrowienia od biało burej, impulsywnej Ślązaczki, ze szczególnymi życzeniami dla wszystkich bidul które w schronisku czekają na swój dom.
