Aleksandro, przeogromne podziękowania!
Wczorajszego popołudnia razem z ASK@ pojechałyśmy na Radzymińską, gdzie na tyłach centrum handlowego pracownicy dokarmiali kotkę, która przyniosła im w prezencie miot kociaków. Główna opiekunka była wczoraj ostatni dzień w pracy, opieka nad kotami byłaby mocno niepewna. Trzeba było zabrać kocią mamusię i trzy niespełna 2-miesięczne kociaki.
Dokonałyśmy "podziału łupów", Asia zabrała maluchy na odchowanie (i odleczenie, bo koci katar juz zaczął działać), do mnie trafiła młodziutka czarna Dusia.
Rozstawiłam w domu trzecią klatkę.

W ostatnim dostępnym miejscu, przy kominku. Spałam na kanapie obok, futrzaki były szczęśliwe, że nie zniknęłam w sypialni. W nocy było jeszcze OK, nad ranem Dusia zaczęła płakać tak głośno, że bałam się eksmisji od sąsiadów. Dusia skorzystała z pierwszej okazji, żeby czmychnąć z klatki (testy FIV/FELV wczoraj były ujemne

). I od tej pory nie odstępuje mnie na krok, prycha na wszystkie koty, gada i popłakuje. Może to rujka, może szuka dzieci, a może - tak jak mówiła opiekunka - jest tak bardzo gadatliwa. Teraz też siedzi na biurku i czujnie się rozgląda, z której strony nadejdzie ktos, kogo trzeba obsyczeć.