Byłem dziś przed zmierzchem na cmentarzu. Panował jeszcze spory ruch, więc kotów ani widu. Miałem czas, by odnaleźć wszystkie stołówki. Szukałem też śladów kotów w śniegu. Zauważyłem też, że większość tropów prowadzi w kierunku muru po północno-zachodniej stronie cmentarza. Zastanawiam się, czy one nie mają tam za murem jakiejś "mety". Mieści się tam kilka baraków o dumnej nazwie HOTEL. Za północnym murem są też jakieś magazyny. Zastanawiam się nad tym, zwłaszcza że dojrzałem kota maszerującego po tym murze. W okolicach 70-tek.
Dopiero po zmierzchu ktoś zechciał pojawić się na moje nawoływanie: najpierw Szkieletorek. Biegł z daleka i od razu zabrał się za jedzenie. Zacząłem rozglądać się za pozostałymi i w tym momencie dosłownie znikąd pojawił się przy michach duży kocur o facjacie bandyty. Nie wiem, czy przypadkiem nie odgonił Szkieletorka od jedzenia, bo gdy się odwróciłem to duży siedział nad pustą michą po mokrej karmie, a Szkieletorek dojadał jakieś resztki suchego obok. Niestety nie zdążyłem poczęstować Szkieletorka suchym, bo pobiegł w swoją stronę nie reagując na wołanie. Za to duży najadł się do syta.
Przy grobie p. K. pojawił się jeden czarny, bardzo się mnie bał, więc zostawiłem mu mokre na widoku i odszedłem. Od razu zabrał się za jedzenie. Widziałem też któregoś z pingwinów, ale tylko przez chwilę, bo nie odważył się podejść i czmychnął. Czarny zabrał się potem za suche, nie kończąc mokrego.
Przy 50-tkach nie spotkałem żadnego kota, zresztą był tam spory ruch, nawet tuż przed zamknięciem cmentarza. To samo przy kościele. Na małym cmentarzu kręciłem się trochę, starając się zgubić obserwujące mnie czujnie staruszki (wszak wyglądałem jak rasowy złodziej zniczy i kwiatów

), aż zostałem na nim zamknięty

W dziurze nie było chyba nikogo, dopiero po chwili pojawiły się dwie kicie. Też się mnie trochę bały, wiec zostawiłem im jedzenie w trzech miejscach i dałem im spokój.
W sumie zostawiłem tylko dwie puszki 400g i parę miseczek suchego. Niewiele, ale nie chciałem by mokre się marnowało, tym bardziej, że znalazłem sporo zamarzniętego. Koty ewidentnie się mnie boją, może dlatego, że mnie nie znają i że byłem o nietypowej porze.
A swoją drogą: przespacerować się po zmierzchu po pustym cmentarzu i słyszeć zewsząd brzęczenie melodyjek-kolęd z elektronicznych, chińskich zniczy - bezcenne. Czysty surrealizm
