» Nie cze 07, 2009 18:54
Kiedy obudziłam się rano, pożałowałam swojej decyzji. Ogarnęła mnie panika, jakiej jeszcze nie miałam opiekując się kotami - może poza tym jednym momentem, kiedy zobaczyłam po raz pierwszy Amal. Moja panika narastała, bo nie mogłam się skontaktować z Doc [jest niedziela], a wszyscy weci [co w sumie zrozumiałe] spuścili mnie na drzewo proponując eutanazję.
Dlaczego więc nie wybrałam tego wyjścia?
Bo Hopi reaguje, kiedy do niej mówię. Podnosi ten swój masakryczny odwłok i idzie do mnie, tak, jak przypuszczałam - na przednich łapkach. Idzie do mnie. Patrzy na mnie. A moje odczucia estetyczne są NIEWAŻNE. To jak ona wygląda jest NIEWAŻNE. Ma jeść, przyswajać i wydalać bez problemu. Reszta jest NIEWAŻNA. Nie uśpię kota tylko dlatego, że TAK WYGLĄDA. Z łapami też wyglądała masakrycznie - przyzwyczaiłam się. Do `takiej` Hopi też się przyzwyczaję.
Walczymy o koty nerkowe, koty z żółtaczką, niejedzące. O koty, które mają problemy z jedzeniem, przyswajaniem, wydalaniem. Ale mimo ciężkich chorób te koty `wyglądają` jak koty, a nie pół kota. Hopi jest teraz połową kota. Ale ta połowa, która została odjęta do niczego jej nie służyła, sprawiała ból i stanowiła obciążenie. Jaka jest różnica między walką o kota, który nie chce jeść, a walką o życie kota, który je, przyswaja i wydala normalnie, a tylko nie ma kończyn?
Być może różnica polega właśnie... na wyglądzie. Te pierwsze są ciągle `całe`...
Wiem, że według niektórych osób przesadziłam, że powinnam uśpić Hopi, a nie pozwolić `zrobić jej` coś takiego. Nie oceniajcie mnie. Niech nie ocenia mnie nikt, kto nie musiał stanąć przed decyzją uśpienia kota, który fizjologicznie jest zdrowy. Normalnie je i wydala. Możecie nie zgadzać się z moją decyzją, myśleć, że sami byście w życiu na coś takiego nie pozwolili. Ale nie oceniajcie mnie.
Pamiętam jak półtora roku temu, przez trzy tygodnie walczyłam o `udrożnienie` Orzecha. Operacja, której nie podjąłby się żaden wet - nacięcia zwieraczy cewki moczowej. Też myślałam, że nie damy rady. Ale Orzech żyje. Warto było. Moje zmęczenie, łzy i `odczucia estetyczne` nie mają wobec tego żadnego znaczenia.
Łapy Hopi można było uratować zaraz po wypadku. Może by nie chodziła, może też by się skończyło tak jak teraz. Jednak należało spróbować zrobić zabieg operacyjnego nastawienia obu kości biodrowych. To, że przyrosły do miednicy poza panewkami stawów biodrowych spowodowało, że powstał ucisk na nerwy. Doc myślał, że to chodzi o kość łonową, ale jak się okazało podczas zabiegu, nie tylko. Nawet w głębokim znieczuleniu te łapy pozostawały sztywne i napięte, a ścięgna same pracowały - to było widać. Być może decyzja wetów, którzy opiekowali się Hopi zaraz po zabiegu wynikała z tego, że Hopi była od pasa w dół zupełnie wiotka, jakby była sparaliżowana, a to stanowiło podstawę do zaniechania operacji. Do mnie Hopi przyjechała już usztywniona. Nie reagowała na leczenie farmakologiczne - a w trakcie zabiegu okazało się, że żadne leki by tu nie pomogły. Mogłam ją uśpić. To zawsze zdążę zrobić. Każdy, kto tak uważa niech zacznie czytać tego posta od początku.
Bardzo dziękuję Asi. Za to, że była z nami wczoraj podczas zabiegu. Za to, że rozumie moją decyzję, że dzielnie zniosła mój płacz w słuchawkę. Za wsparcie.
Mirce_t, która też mnie wsparła i przywołała do pionu.
I mojej mamie, która choć zupełnie nie potrafi zajmować się kotami w trudnych sytuacjach i którą ilość kotów u mnie w domu przyprawia o strach [`one tak patrzą na mnie`], też mnie wsparła i pocieszyła i bohatersko zaproponowała, że wpadnie do Hopi jutro, gdy będę w pracy.
Wam wszystkim, którzy tu zaglądacie też bardzo dziękuję.
[Ruru - wzruszyłaś mnie swoim postem - dziękuję.]
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882
'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'